#PożyteczneLektury: „Norse Myths”, Kevin Crossley-Holland

(Z góry przepraszam za wszystkie błędy i zachęcam do korygowania w komentarzach.)

Zacznijmy od tego, że większość wiedzy na temat mitologii nordyckiej posiadamy z kilku źródeł. Snorri Sturluson, historyk, poeta i polityk, spisał Eddę Młodszą (Prose Edda), w której umieścił tyle informacji, ile udało mu się znaleźć. Już tu natykamy się na drobny problem, mianowicie nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście dokonał tego sam Snorri. Edda Poetycka bazuje głównie na Codex Regius, który powstał około roku 1270, zawierał 53 karty, z czego osiem zaginęło. Dla ułatwienia, jeden z manuskryptów Eddy Młodszej również określany jest mianem Codex Regius. Edda Młodsza datowana jest ok. roku 1220 alibo nie. Wszystkie spisane historie należy czytać mając na uwadze, że 1) przekazywane były głównie ustnie przez trzysta lat, oraz 2) w międzyczasie nabrały mocnego zabarwienia chrześcijańskiego.

Kolejnym źródłem jest niejaki Saxo Grammaticus. Saxo spisał historię Danii w 16 tomach i być może był biskupem, a być może nie. W każdym razie do bogów nordyckich odnosi się z niesmakiem, sugerując, że byli to generalnie niemili ludzie, którzy nie dość, że nie stosowali się do zaleceń Pana Boga, to na dodatek nazywali się sami bogami i poganie im wierzyli, podczas gdy wiadomo, że Pan Bóg jest tylko jeden, a wszyscy pozostali są fałszywi. (Tu wstawić fragment „Pomniejszych bóstw” Pratchetta, gdzie bibliotekarz zebrał koło siebie wszystkie święte księgi – każda z nich zaczyna się od stwierdzenia, że tylko ta jest prawdziwa, a wszystkie inne fałszywe – bibliotekarz uważał, że uroczo razem wyglądają.)

Grammaticusa nie podejmuję się czytać w żadnej wersji, Snorriego próbowałem w kilku tłumaczeniach i żadnego nie zdołałem strawić. Crossley-Holland uporządkował ten bałagan, dopisał do niego mnóstwo przypisów i ogólnie poleciłbym go serdecznie, gdyby nie to, że ma swoje tezy – jak każdy, zapewne – i dopasowuje do nich źródła. Do czego zresztą przyznaje się we wstępie i przypisach. Niemniej jednak o ile nie powiedziałbym, że „Norse Myths” przekazuje całą wiedzę o nordyckiej mitologii w pełni obiektywnie – tak się składa, że nie mamy Świętej Księgi, w której każde słowo jest prawdziwe – o tyle da się przeczytać o wiele łatwiej, niż obydwie Eddy.

Spisane mity mają kilka ciekawych cech. Po pierwsze primo, autorzy nie zawracali sobie głowy chronologią, więc bóstwa i giganci w micie trzecim doskonale wiedzą, co wydarzyło się w dziesiątym i odwrotnie. Po drugie primo, jak wiadomo, na końcu następuje Ragnarök, czyli zmierzch bogów. Co prawda bogowie nordyccy nie mieli zdolności przewidywania przyszłości (z jednym wyjątkiem), ale mimo to Odyn nie tylko przygotowywał się do Ragnarök, ale też wiedział – jak mniemam – jak to się wszystko skończy (spoiler: marnie). Z drugiej strony Biblia i tym podobne dzieła również wieszczą apokalipsy różnego rodzaju, opisane z dużą ilością szczegółów, a ich autorzy z lubością opisują piekło, w którym – jak mniemam – często bywali i kręcili filmiki smartfonami. W odróżnieniu jednak od większości świętych ksiąg, religie nordyckie podają, co się wydarzy PO Ragnarök. We wnętrzu świętego drzewa Yggdrasil przeżyje dwójka ludzi, przeżyje też kilkoro bóstw i generalnie całość rozkręci się od nowa. Jednym z ocalałych będzie Balder*, przy czym jeśli Snorri i inni nie posiłkowali się przy, hm, definiowaniu charakteru Baldera** niejakim Jezusem, to jestem świętą Teresą (acz lepiej nawilżoną).

(O Ragnarök jeszcze kiedyś napiszę oddzielnie, bo trafiłem na wątek redditowy o tym, kto po śmierci trafi do Valhalli i jeśli mi się wcześniej wydawało, że czytałem niespójne brednie, to odkryłem ich zupełnie nowy poziom, coś jak z Trumpem.)

Z uwagi na to, że mity są niekompletne, a sprzeczności zdarzają się nawet u samego Snorriego, który w jednym miejscu przypisuje dany czyn pewnej bogini, a jakiś czas później zupełnie innej, całą tę radosną twórczość da się interpretować na wiele sposobów – Crossley-Holland czasami przyznaje, że wybrał sobie akurat taki, bo mu pasował, a ten fragment wywalił, bo mu nie pasował. Grammaticus oczywiście opisuje puszczalskie boginie z wielkim obrzydzeniem. Późniejsi badacze o skrzywieniu katolickim umyślili sobie, że Odyn to taki bóg wszechmogący, a Loki to diabeł. Badaczki feministyczne korzystają z niepewności, towarzyszącej imionom i płci pewnych bóstw i wszystkie, które się da przerabiają na kobiety. Bywają takie bóstwa, które może były jedną osobą, może parą, może rodzeństwem, a może po prostu hermafrodytą, który się potem rozdwoił. (Przy okazji sprostuję tu dwa drobiazgi: Loki nie jest bogiem ognia, a Thor nie jest blondynem.) Generalnie mitom zrobiono tyle krzywd, że są nie do naprawienia – pomijam tu nawet „uniwersum Marvela”.

Najciekawsze wydaje mi się chyba to, że żadne z bóstw nie jest ani wszechmocne, ani „bezgrzeszne” (wyznawcy nordyckich bóstw nie znają pojęcia grzechu, używam go dla wygody). Jeśli uznać Lokasenna za jedno ze źródeł wiedzy, a nie rozbudowany dowcip podpitego skalda, bóstwa zajmowały się między innymi kazirodztwem, zdradzały się na potęgę, produkowały mnóstwo nieślubnych dzieci – przy czym sam Loki powinien jednakowoż siedzieć cicho, zważywszy, że pod postacią klaczy sam urodził ośmionogiego ogiera. Nie ma jednego boskiego planu, w którym wszystko zostało przewidziane i ma cel. Bogowie kłócą się o głupoty, robią dziwne rzeczy po pijaku, zakochują się w zupełnie nieodpowiednich obiektach, oszukują na potęgę i ogólnie zachowują się w sposób zupełnie ludzki. No i są śmiertelni. Znowu, Crossley-Holland punktuje różne rzeczy i zwraca na nie uwagę.

Zupełnie niepotrzebne wydają mi się hymny bardów, które lecą mniej więcej tak: „Posłuchaj, jeśli jesteś mądry! Zenon miał siedmiu synów, których imiona brzmiały Fąfur, Fombur, Finful, Fąsul, Fasol, Fingol i Flumpol. Posłuchaj, jeśliś mądry! Fąfur miał osiem córek, których imiona brzmiały…” Jeśli ktoś weźmie się za lekturę, polecam ten fragment przewinąć. Jeśli już chce Wam się czytać tysiąc imion, z których żadne się więcej nie pojawi, zwróćcie uwagę na to, ile z mitologii nordyckiej nakradł Tolkien – łącznie z wyliczaniem w Silmarillionie fafnastu synów z imionami na F, którzy do końca nie zostaną wspomniani ani słowem. Chciałem dostać mity nordyckie w wersji czytalnej, podobnej do Silmarillionu – i dostałem. Tylko teraz czuję się oszukany przez Tolkiena.

Kilka drobnych wątków i imion planuję wykorzystać w swojej książce o Islandii, na zasadzie „ci, co wiedzą, to wiedzą”. Oczywiście nie zdradzę, o których drobiazgach mówię. Na koniec spieprzyłem konkluzję, bo w napisałem: wspomnę za to, że w serialu Wikingowie dokonano interesującej manipulacji mitem: postać Flokiego ma żonę imieniem Siggy Helga (żona Lokiego-bóstwa zwała się Sigyn), córkę imieniem Angrboda (Angrboða, konkubina bóstwa-Lokiego jest matką jego dzieci, które stanowią wilk, wąż i Hel, bogini umarłych), a kara, której poddają go bogowie – bez spoilerów – nadzwyczaj przypomina tę, którą Ragnar uszczęśliwia w serialu Flokiego. Łącznie z rolą Siggy Helgi/Sigyn. (Za poprawkę dziękuję Marcie Karpińskiej.)


* Balder w jednym z poprzednich mitów umiera, co jest zasługą Lokiego. Również dzięki Lokiemu (najprawdopodobniej) nie wraca na ziemię z objęć bogini Hel. Zmartwychwstanie po Ragnarök, co również uważam za dodane później przez chrzęści-jan. Oto bóg-hipis, kochający pokój i miłość między bliźnimi, który umiera, lecz zmartwychwstaje w towarzystwie dwojga ludzi. Nie wię, nie wię.

** Zwrócono mi uwagę na pisownię. W zależności od kraju, z którego pochodzą dane zapiski imiona bogów się różnią, co jest okropnie męczące. W tym przypadku występują co najmniej trzy formy: Baldr, Balder i Bealdor (?). Ekstremalnym przypadkiem jest Odyn, który nazywa się również Óðinn, Woden, Wotaz, Wodan, Wodans i Woðanaz. Crossley-Holland używa jednak wersji Balder, więc dokonałem poprawki w tekście. Za oba przypomnienia dziękuję Ewie Serenity Iwaniec.