Pustelnik

Dawno, dawno temu, kiedy byłem jeszcze piękny i młody, a nie jak teraz tylko „i”, ubóstwiałem spędzać wakacje w dużych miastach. Londyn, Amsterdam, Berlin, Praga, Wiedeń. W nocy kluby, a w dzień zakupy, łażenie po zatłoczonych księgarniach (tak, za granicą mają zatłoczone księgarnie 😉 ), sklepach płytowych, ulicach przyciągających tłumy turystów.

Kiedy pojechałem do Londynu mieszkając już wtedy w Amsterdamie, przeraził mnie. W Amsterdamie żyje się nieco wolniej, niż w Warszawie, ludzie uśmiechają się do Ciebie (chyba, że jedziecie na rowerach, wtedy uprawiają coś w rodzaju rowerowego wrestlingu, gdzie każda klątwa dozwolona), a jeśli gdzieś trzeba jechać dwadzieścia pięć minut, to znaczy, że to strasznie daleko. W Londynie zobaczyłem stację metra, na której nieprzebrany tłum upchany jak sardynki w puszce co trzy minuty nieco się przepełniał i niewielka część wlewała do metra. Wsiadłem do piątego z rzędu, bo wreszcie udało mi się dopchać, nie do końca wiedziałem, gdzie wysiadam, a w pociągu był taki tłok, że nie widziałem niczego, oprócz współpasażerów. Nie spodobało mi się.

Kilka lat wcześniej wyjechaliśmy z dwójką przyjaciół i Szacownym Eks-Małżonkiem na Mazury. Na działce znajomego postawiliśmy namioty, spędziliśmy dużą część nocy paląc ognisko i słuchając, jak płynie rzeka i szeleszczą świerszcze. Do następnej nocy przygotowywaliśmy się, z zapałem zbierając opadłe gałęzie na ognisko, żebyśmy mogli rozpalić wielki ogień i siedzieć przy nim bardzo długo. Około dziewiątej przejechał koło nas samochód, z którego dobiegało ŁUP, ŁUP, ŁUP. Nie pamiętam czemu, ale któryś z młodocianych pasażerów do nas wyszedł, poprosiłem go grzecznie, żeby pojechali kawałek dalej. Pojechali. Dziesięć metrów. A potem dołączył drugi samochód. Dziesiątka tuż-przed-maturzystów zrąbała beztrosko żywe drzewo, bo zbieranie gałęzi jest dla cieniasów, a potem zaczęli ładować wódę na tempo, popędzając się, bo „muszę być w domu przed północą”. Wszystko w rytm jebiącego techno. Kiedy usłyszeliśmy, że rozmawiają o tym, żeby nam spuścić wpierdol i ukraść drewno, na poważnie się wystraszyliśmy. Skończyło się tak, że zebraliśmy namioty i uciekliśmy, po ciemku, bez dobrej latarki, zmarznięci, szukaliśmy drewna po ciemku, żeby rozpalić ogień i zwyczajnie się ogrzać. Bydło, chciałem powiedzieć młodzież, bardzo się ucieszyło i spaliło w ciągu godziny całe drewno, które uzbieraliśmy. Nie do końca wiem, jak to zrobili, bo było go naprawdę bardzo dużo, ale dla chcącego (i pijanego) nie ma nic trudnego. Ta noc nauczyła mnie, że tylko mi się wydaje, że lubię łupu cupu w dyskotece. Tak naprawdę kocham przyrodę i CISZĘ. Tę ciszę, która żyje; trzaskanie drewna, świerszcze, ptaki, które nie zdążyły jeszcze zasnąć, pluskanie rzeki.

Od kilku miesięcy przyjmuję lek o nazwie lamictal, czyli lamotrygina. Czasami działa, a czasami nie. Spowodował u mnie tendencje pustelnicze. Zlikwidowałem konto na Gayromeo, nie, żebym go jakoś ostro używał, ale tow. Gierek i dwóch mu podobnych bardzo czekają, aż wrócę. Chyba będą czekać długo. Muzyki słucham po cichu. Z ludzi widuję głównie Zbrojmistrza, Eugenię i mojego kumpla Petera, który wyróżnia się tym, że nie umie skopiować pliku z twardego dysku na stick USB i raz w tygodniu waruje pod moimi drzwiami z wielkimi, proszącymi oczami kota ze Shreka. A kilka tygodni temu wylogowałem się z Facebooka i tak już zostało*. Niestety nie mogę zdezaktywować konta, bo jestem developerem (jestę developerę…) i dezaktywacja mojego konta pociągnie za sobą popsucie strony internetowej klienta, więc po prostu się wylogowałem.

Facebook zachowuje się jak poważnie stuknięty eks, który wydzwania do was po nocach, żeby powiedzieć, że „wczoraj byłem na imprezie i bawiłem się BARDZO DOBRZE, o wiele lepiej niż z tobą, o WIELE, nie odkładaj słuchawki!!! i całowałem się z takim ZENONEM który był zajebiście przystojny, o wiele przystojniejszy od cie– mówiłem, nie odkładaj słuchawki!!!!” Bunio przysyła mi maile, w których informuje, że mam 43 zawiadomienia, 4 nowe zaproszenia do przyjaciół i 3 wiadomości, a poza tym Joanna Prztyk wrzuciła TO OTO ZDJĘCIE SWOJEGO OBIADU, nie odkładaj słuchawki!!! a Marian Grzdyl ma nowy status o tym, że jutro będzie znowu musiał iść do pracy, mówię nie odkładaj!!!! Kiedy skasuję maile, aplikacja Buniowa na telefon wyrzuca mi powiadomienia, że muszę koniecznie się zalogować, gdyż TRACĘ TAK WIELE! (To na szczęście łatwo można zablokować.) W rezultacie ciągłych maili i pop-upów Bunia coraz bardziej rozumiem, że za nim nie tęsknię. Nie wiem, czy wrócę. Na razie na pewno nie. Może kiedyś. Jak liczba powiadomień dojdzie do tysiąca, albo coś.

Problem z Buniem nie jest oczywiście taki, że są na nim moi przyjaciele, tylko taki, że są na nim treści dołujące. Temat uchodźców wałkowany z lewa, prawa, góry, dołu i na ukos. Tematy okołodepresyjne. Posty „podpisz petycję przeciw testowaniu chemikaliów na zwierzętach” z odpowiednio dobranym zdjęciem. Wrzutki od osób, które uważałem za normalne, o tym, że tylko głosowanie na PiS lub ZlewSLDTRUPZieloni ocali nas przed [tu wstaw rodzaj strasznej zagłady]. Gdyby dało się ustawić filtr „pokazuj tylko ślicne kotecki i zabawne piesecki”, zostałbym na Buniu, ale niestety takiego filtra jeszcze Cukieras nie opracował. A mój aktualny stan zdrowia nie pozwala na wystawianie się na treści dołujące, nieważne, jakie.

Zaczynam mieć też ciężki palec na przycisku z napisem „ban”. Kiedyś miałem wrażenie, że ban to straszna rzecz, że trzeba się tłumaczyć, że może się mylę, może ten pan to nie troll i nie naziol, po prostu mu się pomyliło, albo ja go nie rozumiem i to moja wina. Potem odkryłem, że na Buniu można blokować znajomych znajomych i w ten sposób redukować ilość rasizmu, homofobii i zwyczajnej głupoty, jaka mnie zalewa. Ponieważ odciąłem się od Buniowych postów, trolle dogoniły mnie na blogu. To nie jest ostrzeżenie, tylko informacja – jeśli ktoś mi tu zacznie wrzucać filmy z jutuba zatytułowane „STRASZNA PRAWDA O [tu wstaw losowy rzeczownik]” lub zdjęcia, na których osoba w burce robi coś tam, nie będę dyskutować, a tym bardziej wpuszczać tego łajna do komentarzy, tylko banować. A odkryłem, że na WordPressie można w ramach bana ustawić przekierowanie na inny URL. Wybrałem dość złośliwie. Wyzywanie mnie od cenzorów, idiotów, pedziów lub ukrytej opcji syryjskiej zupełnie mnie nie wzruszy.

Mam koło siebie coraz mniej ludzi i jest mi z tym bardzo dobrze. Przepraszam tych, którzy za mną tęsknią i obiecuję, że kiedyś wrócę. Ale nie jestem skłonny przepowiadać, kiedy to nastąpi.

* Mam konto widmo, którego używam do pilnowania funpagów przed trollami. Tak więc nowy post na Buniu Miłości po 30 nie oznacza, że wróciłem w pełni chwały, tylko – że wrzuciłem nowy post na Bunia MPO30.

Zdjęcie: „Late Night Beach Party”, Tony Hisgett (CC BY 2.0)