A w ch*j z wami

Nie używam brzydkich wyrazów w tytułach, więc ocenzurowałem, w tekście cenzurować nie będę. Żadnego zdjęcia nie wrzucam, bo żadne nie wydaje mi się stosowne.

Myślę, że ogólnie o molestowaniu nie muszę pisać, bo artykuły pojawiają się w tempie pięciu dziennie, a będzie więcej. Przytoczę więc tylko dwa, które wydają mi się mniej znane w Polsce.

W Alabamie odbywają się wybory na senatora. Kandydatem republikańskim jest Roy Moore, oskarżony o pedofilię – jego ofiary miały w tym czasie od 14 do 18 lat (poniżej 16 lat było to i nadal jest przestępstwo zagrożone 10 latami więzienia). W międzyczasie, co jest pewną tradycją osób konserwatywnych kierujących się wartościami chrześcijańskimi, Moore porównał do pedofilii homoseksualizm. Jego koledzy Republikanie zdążyli już wsławić się następującymi wypowiedziami w obronie Moore’a:

1. Jim Zeigler, Alabama State Auditor (nie tłumaczę, bo nie wiem, jak) – „Między Józefem, a Maryją też była różnica wieku, Maryja była nastolatką, a Józef stolarzem. Zostali rodzicami Jezusa. Nie ma w tym niczego niemoralnego, lub nielegalnego. Może [coś] niezwyczajnego.”

2. Ed Henry, State Representative: (Ewa, pomożesz mi to przetłumaczyć?) – „Nie wytłumaczycie mi, że nie było szansy przez tyle lat, aby postawić te oskarżenia tak wiele razy, jak Moore brał udział w wyborach i pojawiał się w wiadomościach.” Co więcej, uważa, że oskarżające powinny zostać ukarane (!) „Moim zdaniem nie można być ofiarą 40 lat później”.

3. Jerry Moore, brat pana konserwatysty: „Jest oskarżany jak Jezus”.

4. Jerry Pow, przewodniczący hrabstwa Bibb: „Nie mówię, że popieram to, co [Moore] zrobił.” Pow planuje jednak nadal głosować na Moore’a, bo nie poprze demokraty.

Sam Moore „generalnie sobie nie przypomina”. „Nie pamiętam, abym spotykał się z jakąkolwiek dziewczyną bez przyzwolenia jej matki,” dodał. Pominąwszy interesującą sugestię, jakby pełnoletnie kobiety potrzebowały przyzwolenia matki na udanie się na randkę, obrona przez „generalnie sobie nie przypominanie” jest równie dobra, jak atak przez „mówi się” lub „ja tylko pytam”.

 

Wydarzenie drugie – Terry Crews.

Adam Venit z agencji WWE został oskarżony o molestowanie mężczyzny, który wygląda tak:

Zdawałoby się, że Crews powinien się obronić bez problemu, prawda? (Venit udał się na urlop.) Jednak gwiazdor ma tego pecha, że jest czarnoskóry (cytat z jego Twittera: „Chciałem mu nakopać do dupy, tam i wtedy, ale przemyślałem dwa razy potencjalne nagłówki; „240-funtowy czarny mężczyzna masakruje Hollywoodzkiego honcho”. Tylko pewnie bym ich nie przeczytał, bo BYŁBYM W WIĘZIENIU” […] „Niczego z tym dalej nie zrobiłem, bo nie chciałem zostać ofiarą ostracyzmu – tak jest, kiedy napastnik ma siłę i wpływy”.

Crews został już oskarżony o to, że „nie rozumie różnicy między męskimi figlami, a molestowaniem”, oraz „gdyby nie ten Hollywoodzki Żyd, nie byłbyś teraz bogaty”. To delikatniejsze z reakcji, jakie otrzymał. W przypadku kobiet jest to poniekąd standard – to ich wina, ojciec Jezusa też sypiał z nastolatkami, a w ogóle to oczywiście prowokowały strojem i tak dalej. Crews przekonuje się teraz, jakie to uczucie być po tej stronie barykady – ale nie żałuje.

 

Czytam na Twitterze różne rzeczy. #NotAllMen i #YesAllMen. Wczoraj Hari Kondabolu: „Wielu ludzi poprosiło mnie o komentarz na temat Louisa CK. Jednak nie sądzę, żeby komentarze mężczyzny na ten temat były potrzebne. Mówimy wystarczająco dużo. Powinniśmy słuchać naszych sióstr… i przestać być kawałkami gówna. Więc będę retweetować zamiast [komentowania].” Warto przeczytać odpowiedzi. Dzielą się na „ale chciałybyśmy, żeby mężczyźni się jednak odnieśli” i „amen, wreszcie ktoś coś rozumie”. Jestem zdecydowanie po pierwszej stronie. Chciałbym też zobaczyć, jak te schujwysyny toną ZANIM ofiary przeżyją traumę rozdrapując wydarzenia z przeszłości. Chciałbym zobaczyć, jak pomarańczowy prezydent traci stanowisko. Jak wszyscy Republikanie odcinają się od neo-Jezusa. Chciałbym się do tego jakoś przyczynić.

Przykro mi, że Kondabolu czuje, że nie powinien się wypowiadać. Ponieważ panowie z gatunku „nie można zgwałcić prostytutki hohoho jestem taki zabawny” nie mają takich problemów. Gdy ktosia wspomina o pobiciu Rihanny przez Chrisa Browna, w odpowiedzi dostaje „jesteś zazdrosną k…, a Chris zarabia kasę lol”. Louis C.K. nabrał media, w tym gazetę.pl (moje źródło informacji o wszystkim, jak wiadomo, na szczęście nie jedyne), którym się wydaje, że komik przeprosił. Otóż nie. Nie przeprosił. „Ich opowieści są prawdziwe […] Próbuję się nauczyć czegoś dzięki moim zachowaniom, odejść od nich. Wczoraj dowiedziałem się, jaki wpływ miało moje zachowanie na te kobiety. […] Nie ma niczego, co byłbym w stanie sobie wybaczyć. […] Sprawiłem ból mojej rodzinie, przyjaciołom, moim dzieciom i ich matce.” Ja, ja, ja. W tekście nie pada słowo „przepraszam”.

Głęboko się nie zgadzam z sugestiami, że mężczyźni powinni się zamknąć i zostawić pole kobietom. Bo to nie jest tylko walka kobiet, w której mężczyźni niczego właściwie nie zrobili i nie mają do powiedzenia. I nie chodzi mi o Terry’ego Crewsa. Chciałbym zobaczyć, jak Republikanie-mężczyźni domagają się odwołania prezydenta, co „łapie kobiety za cipki”. Przestać czytać wielce zaskoczone komentarze na temat tego, że nikt z Netflixa nie zauważył, jak Spacey terroryzuje cały zespół pracujący nad „House of Cards”. Chciałbym, żeby skończyły się grube dowcipasy w stylu „niebezpiecznie być teraz mężczyzną, kobiety przejęły rządy, hohoho” publikowane w gazetach – żeby skończyły się źle dla żartownisiów. Żeby świadkowie nadużywania władzy przez – no umówmy się, proszę – białych cis-mężczyzn nie siedzieli cicho. Pozostawianie tego wszystkiego sprawą kobiet jest moim zdaniem sugestią, że mogą się tym same zająć, nas, facetów to nie dotyczy, jak się chcą skarżyć, niech się skarżą, my mamy Ważne Rzeczy do roboty.

Niech to pierdolone imperium runie. Niech przyczyni się do tego każda i każdy, kto może. Niech za słowa „nie można być ofiarą 40 lat później” obrywa się chociaż w wyborach – również od mężczyzn. Niech wreszcie ktoś zajmie się tym, że pomarańczowy cipkołapacz przemawia na Obradach Wartości Wyborców. Przeczytałem wczoraj gorzki artykuł na temat pomarańczowego prezydenta; w związku z przedawnieniem jedyną osobą, która może go oskarżyć, jest eks-żona, Ivana Trump. Która dawno temu wycofała się z ówczesnych oskarżeń o gwałt, stwierdzając, że „nie miała tego na myśli w dosłownym lub kryminalnym sensie”. (W książce „Raising Trump” użyła słów „Zgwałcił mnie”.) Kiedy pomarańczowy bogacz postanowił, że Ivana zostanie jego żoną, dzwonił do niej codziennie i poinformował, iż „jeśli za mnie nie wyjdziesz, zrujnuję twoje życie”. W nagrodę za takie zachowanie zostaje się prezydentem USA.

Jebać biskupów decydujących o losie kobiet. Jebać komików, którzy nie mogą sobie wybaczyć, ale przeprosić też nie. Jebać Kevina Spacey. Jebać Weinsteina (nigdy nie zrozumiem, jak kobieta może być jego rzeczniczką, nie ma takich pieniędzy, za które bym się zgodził, ale prezenterów dziennika TVP też nie rozumiem). Nie wszyscy mężczyźni, nie. Sam się nie poczuwam. Przez ostatnie dni zastanawiałem się, czy ryzykować, że obrażę mnóstwo ludzi, czy siedzieć cicho. Bezpieczniej jest siedzieć cicho. Ofiary siedziały cicho przez bardzo długi czas. One miały do stracenia karierę, w przypadku Crewsa najpewniej wolność (proszę, niech mi nikt nie wmawia, że Crews nie ma racji, spodziewając się aresztowania za uszkodzenie białego potentata). Ja mam do stracenia lajki na blogu.

PS. Podobno oficerowie dotknięci ustawą dezubekizacyjną mają materiały na prawicowych polityków. Autujcie drani. Tych, co najgłośniej się modlą u stóp Rydzyka i najmocniej walą pięścią w pulpit, gdy potępiają homoseksualizm. Nie mam skrupułów i moralnych zahamowań.

PS2. Powtórzę anegdotkę. Byłem kiedyś na imprezie. Z nieznanego powodu pan fotograf uznał za stosowne powiedzieć do mnie z niesmakiem, że dookoła kobiety w krótkich spódniczkach i jak one się spodziewają, że mężczyźni się będą kontrolować. Był ode mnie o 10-15 cm niższy i podobny do Golluma. Wytłumaczyłem mu, że jestem gejem, bywam w saunie, gdzie mężczyźni są zgoła nago i zawsze mi się udaje opanować. Po czym zmierzyłem go spojrzeniem i dodałem, zamyślonym tonem, „chociaż teraz się zastanawiam…” (możliwe, że powiedziałem coś innego, to było dawno temu). Resztę wieczora pan fotograf spędził utrzymując tak dużą odległość ode mnie, jak tylko mógł.