Coś by trzeba tego…

…napisać, panie Zdzichu…
…no ba panie Stachu by trzeba no…

*

Jest różnie.

Na skali Kubler-Ross jestem na etapie drugim — „wkurw”. Chciałem powiedzieć, gniew. Tyle, że ja się nie GNIEWAM, ja jestem permanentnie wkurwiony i na dodatek nie wiem, na kogo. To mi się nie podoba. Ale już nie twierdzę, że to nieprawda. Za wiele siebie odnajduję w literaturze, na forach i na tumblerze bipolarnosowim.

Okres hipomanii przyniósł mi bardzo wiele. Wiary w siebie, chociażby. Zagonił mnie do kuźni, pozwolił poderwać Zbrojmistrza, odkryć, że wcale nie jestem taki znowu nieśmiały, pozbyć się wielu obaw. Niektóre z nich teraz wracają, ale jestem jednak silniejszy po prostu dlatego, że zakosztowałem życia bez nich i wiem, że istnieje. Nigdy już nie będę siedział w kątku w barze i modlił się cichutko, żeby nikt się do mnie nie odezwał. Wiem, że jeśli czegoś bardzo, bardzo chcę, to są takie okoliczności przyrody, w jakich mogę po to po prostu sięgnąć. Nie zawsze, nie wszystkie i nie każdego dnia, ale są.

Z drugiej strony, jestem w czarnej dupie finansowo. Nie jestem w stanie podejmować się projektów, bo nie jestem w stanie podać żadnego terminu, nawet bardzo odległego, który NA PEWNO mógłby zostać dotrzymany. Nie jestem w stanie szukać pracy, bo nie wiem, czy jutro będę w stanie wyjść bez pomocy z domu. Lekarka, która się mną zajmuje, wspomniała coś o miesiącach rekonwalescencji (w liczbie mnogiej, tak tak owieczki moje i baranki) i o wolontariacie kilka godzin w tygodniu. Nawet do kuźni niekiedy trafiam, a niekiedy nie, po czym niekiedy zostaję tam 8 godzin, a niekiedy 2. Niekiedy wprawia mnie to w dobry nastrój, a niekiedy nie. I tak dalej, przy czym jedyne, co na razie odnotowałem, to fakt, że nie mogę spożywać żadnej w ogóle ilości alkoholu, bo po tym akurat mur beton jestem następnego dnia w ciężkiej depresji.

No i żyję sobie zdrowo jak diabli, śpię (wreszcie) po 8 godzin dziennie, co dnia o tej samej godzinie grzecznie łykam chemię i co jakiś czas trafia mnie na to straszny szlag. Mówię sobie rzecz jasna, że są gorsze przypadki, dzieci w Afryce i w ogóle, ale co poradzę, żem egoistycznie nastawiony i głównie zajmuje mnie przypadek mój. Jednocześnie wkurza mnie, że w ogóle muszę się przypadkiem zajmować, bo w planie było podbijanie świata, a nie dobieranie leków i słuchanie tekstów typu „dla pana na razie za wcześnie na terapię, bo musimy najpierw ustabilizować”. Z takimi pomysłami takoż proszę won. Nie zadowala mnie bycie rozpoznawanym przez wszystkie pielęgniarki na psychiatrii w szpitalu, domagam się stanowczo oddania mi mojego życia. Z kuźnią, barmaństwem, projektowaniem, umiejętnością skupienia na czymś oprócz odświeżania różnych forów internetowych. Kreatywnością. Milionem pomysłów na minutę.

-WAAAAAAAAAA!!!!!!

No dobra, ulżyło mi. A co u Was? (Tak, wiem, Smoleńsk, trotyl, aborcja i Terlik, czyli w sumie nic nowego, ale tak bardziej osobiście co u Was?)