Elfy, trolle, zbrojmistrze i kowale

Dowiedziałem się wreszcie, jak będzie wyglądać moja sytuacja finansowa w nadchodzących miesiącach (jeśli, rzecz jasna, nic się nie zmieni). Będzie wyglądać fatalnie. Co poprawiło mi humor.

Jedyne, czego nienawidzę, to niepewność, co się wydarzy, kiedy i czym mnie zaskoczy. Brak danych uniemożliwiał mi robienie planów, teraz dane posiadam, są kiepskie, ale pozwalają planować przyszłość. Widok bardzo niskiej liczby na moim koncie gwałtownie mnie uszczęśliwił, dał kopa w cztery litery i spowodował natychmiastowe rozpoczęcie planowania nadchodzących tygodni. WRESZCIE mogę to robić, bo wreszcie wiem, na czym stoję.

Przez 3-4 miesiące nie mam się czym specjalnie martwić, co daje mi możliwość powolnego rozważania jednej z dwóch możliwości — założenie firmy vs spokojne szukanie pracy na 3/4 etatu, pozwalającej mi trenować kowalstwo. Pierwsze pociąga mnie bardziej, ale niesie za sobą więcej ryzyka, po części również dlatego, że jak Marian Keyes miewam niekiedy kłopoty ze skupieniem się na pracy, jeśli odbywa się ona w domu. Drugie zaspokaja moje potrzeby w dziedzinie np. posiadania ubezpieczenia zdrowotnego, z drugiej strony jednak… nie za bardzo mam ochotę mieć szefa. No i jednoosobowe firmy mają tu bardzo korzystną sytuację finansową, w odróżnieniu od pracowników etatowych.

Uprawiam w tej chwili poliamorię, będąc zakochanym #miłościąpo30 jednocześnie w Zbrojmistrzu i kowalstwie. Rzadko myślę, bądź mówię o czymkolwiek innym, niż ta dwójka, oraz muzyka (w której jestem zakochany od zawsze i nie widzę szans na zmianę tego stanu rzeczy). Potrzebuję częstszych treningów w kuźni niż jeden dzień w tygodniu. Potrzebuję widywać Zbrojmistrza, w miarę możliwości, bez przerwy. Potrzebuję też czasu na pracę nad remiksem dla holenderskiego artysty, produkcją płyty holenderskiego duetu, własną płytą, a dodatkowo parę dni temu spotkałem się z greckim reżyserem, który zrobi mi nowy teledysk, a ja nagram muzykę do jego filmu dokumentalnego. Nie zapominamy rzecz jasna o siłowni. No i (rzadszych teraz) randkach. HELP. To się nazywa, że ja jestem oficjalnie bezrobotny i mam dużo czasu. Nie pojmuję, skąd się biorą ludzie, którzy potrafią się nudzić. W życiu nie byłem tak zajęty!

*

Wybraliśmy się ze Zbrojmistrzem na targi fantasy o nazwie Elf Fantasy Fair.

W ogóle nie wiem, czy określenie „targi fantasy” jest adekwatne do tego, czym ta impreza jest. Po terenie wielkiego parku z zamkiem pośrodku spacerowali rycerze, wróżki, trolle, elfy, ogry, wampiry, królewny, hrabiowie, magowie, egipscy książęta, demony, punki zwykłe i cyber, anarchiści, squattersi, żołnierze wszelakich epok od średniowiecza do wieku na oko XXIII, co najmniej dwie Lady Gagi, a pośrodku tego Zbrojmistrz i ja, w kostiumach jego produkcji.

Za co my byliśmy konkretnie przebrani, trudno wyczuć — kilty z ciężkiej skóry, glany, koszule z gumowanej bawełny, a na głowach wybitnie wyrafinowane maski.

Oczywiście nie obyło się bez napastowania kowali, którzy byli obecni w niezbyt wysokiej liczbie dwóch. Czech nie był zbytnio skory do rozmowy o czymkolwiek oprócz pieniędzy, za to Holender był sympatyczny, wyglądał jakby miał za sobą parę lat mieszkania w squacie i roześmiał się serdecznie na widok mojej wizytówki, na której widnieje stylizowana na socrealizm ilustracja przedstawiająca Jors Truli z wielkim młotem. Możliwe, że spotkamy się niedługo, bo Holender, jak się okazuje, też udziela kursów — muszę się dowiedzieć, na jakim poziomie zaawansowania. Poniżej widoczna przenośna kuźnia, wraz z miechem — przy której Holender w wolnych chwilach pracował, wykonując bransoletki z cienkiego metalu. (Tego się na przykład mogę nauczyć…)

Więcej zdjęć tutaj.

*

No i na koniec ogłoszenie parafialne: dopieściłem nieco wygląd blogaska, dorobiłem blogrolkę, poprawiłem polszczyznę (że też nikt się nie natrząsał z anglojęzycznego WordPressa… dziękuję Wam, dobrzy ludzie!), dorzuciłem nowe obrazki do nagłówka. Wygląda to dobrze we wszystkich przeglądarkach na moim Macu, jeśli ktoś odkryje problemy (zwłaszcza w Exploderze) bardzo proszę o informację.