Aktualna histeria na punkcie nowych Star Łorsów przypomniała mi, że jestem nerdem wybiórczym.
Do pewnego stopnia jestem nerdem hipsterem. Jeśli mój Facebook zawalony jest Star Łorsami, jest stuprocentowo pewne, że tego filmu nie obejrzę. Batman z Heathem Ledgerem w roli Jokera był podobnie histerycznie uwielbiany, przez co obejrzałem go wyłącznie przypadkowo kilka lat później i ze wstydem przyznałem, że mi się podoba. Aktualnie na topie są oczywiście Wojny oraz album Adele 25, którego popularności również nie rozumiem. Adele nie jest ani przesadnie oryginalna, ani szczególnie utalentowana, jej piosenki nie są niezwykle wymyślne artystycznie ani magicznie wyprodukowane, płyta jest obraźliwie taka sobie. Typowe 7/10. Tymczasem w ciągu kilku tygodni Adele sprzedała więcej swojego 25 niż Taylor Swift 1989 (odkrywcze tytuły) i najpewniej w przyszłym tygodniu osiągnie nowy rekord: 21 i 25 będą dwiema najlepiej sprzedającymi się płytami tego stulecia. (W tej chwili na drugim miejscu jest Buble Christmas, co boli jeszcze bardziej.) Żaden z tych tematów mnie nie interesuje, to znaczy Adele interesuje mnie o tyle, że nie rozumiem powodu, dla którego ludzie tak za nią szaleją.
Są jednak rzeczy, o których chcę wiedzieć wszystko i prowadzę nieomal niezdrowy research. Jednym z nich jest firma Apple, a konkretniej okres Steve’a Jobsa. Obejrzałem na razie dwa z czterech filmów o Jobsie, próbując zrozumieć tego pełnego sprzeczności człowieka. „The Man In The Machine”, film dokumentalny, z oczywistych powodów ma w sobie więcej prawdy niż „Pirates of Silicon Valley”, ale mimo wszystko ktoś dokonał doboru materiałów, mając pewien cel i wizję do pokazania. Nie kupuję zbyt wielu produktów Apple, po części – bo mnie nie stać, a po części – bo są mi niepotrzebne (jedyne, czego używam, to Mac, telefon i tablet mam z Androidem i jest mi z nimi doskonale), ale fascynuje mnie ilość pracy wkładana w kompletnie bezsensowne rzeczy (myszka, która nie brzmi jak powinna) zestawione z najnowszym battery packiem, który ochrzciłem mianem The Humpalumpa. „Nie nazywałbym tego humpem,” powiedział Tim Cook, co jest ogromną porażką marketingową, bo jeśli spierdolimy produkt i użytkownicy znajdują dla niego obraźliwą nazwę, najgorszym co możemy zrobić jest wypowiedzenie tej nazwy na głos. Apple staje się coraz bardziej arogancką firmą, że wspomnę tylko iMaki zalane od środka klejem, żeby ktoś sobie nie wymienił dysku i sprzedawane z wolnymi dyskami twardymi – dzięki czemu nowiutki komputer za dwa tysiące euro jest wolny w momencie nabycia. Podejście „jak się nie podoba, to idź gdzie indziej” prezentowały kiedyś firmy BlackBerry, MySpace oraz Yahoo! i osiągnęły właśnie to: klienci poszli gdzieś indziej.
Kolejnym z tych tematów jest rynek muzyczny. Fascynuje mnie na przykład nowy sposób promowania płyt (nie dotyczy Adele): z nowego albumu Enyi w ciągu trzech tygodni wydano trzy single, dwa teledyski zwykłe, dwa „lyric videos” (bardzo aktualnie modne), potwornie introwertyczna Enya jest wyganiana ze swojego zamku do studiów radiowych i telewizyjnych celem udzielania wywiadów, wspomina nawet o koncertach. Piętnaście lat temu mogła sobie pozwolić na wydawanie płyt średnio co cztery lata, dwa wywiady na krzyż, cztery teledyski, załatwione. Teraz teledyski są za drogie, płyty się nie sprzedają, więc nagle Enya ma oficjalny Facebook, Twitter, Tumblr i tak dalej. Kylie promuje swój album świąteczny grając mini-koncerty, na każdym inne 2-3 piosenki. Oficjalne single są dwa, teledysk jeden, płyta sprzedaje się średnio, ale za to cały czas. Takie rzeczy fascynują mnie niezmiennie. Podobnie jest ze streamingiem, który rzeczywiście zabija muzykę, bo z jednej strony zastąpił piractwo, a z drugiej sprzedaż płyt, a jak wyliczyłem kiedyś celem uzyskania ze streamingu tej samej ilości pieniędzy, co ze sprzedaży każda piosenka musi być odsłuchana co najmniej 100 razy. Wiem, że większość moich czytelników moje rozkminy na ten temat śmiertelnie nudzą, ale nie poradzę, jestem nerdem i odbija mi się. Jeśli kogoś to nudzi, z pewnością za rogiem czeka tysiąc blogów o Star Łors 😉
Trzecim tematem jest polska polityka. Szczerze mówiąc myślałem, że po utracie obywatelstwa będę mógł z czystym sumieniem przestać się tym interesować. Stało się jednak inaczej, przez dobrą zmianę polskiego rządu. Dzieją się rzeczy niewiarygodne, w niesłychanym tempie, na ogół w nocy. O poranku pierwsze, co robię to zajrzenie na stronę portalu Gazety celem sprawdzenia, kto został aresztowany, co odzyskane i który paragraf Konstytucji złamany. Potem relacjonuję Zbrojmistrzowi. Gdy ostatnio Duduś klepał po ramionkach nowych sędziów Trybunału, pomijając wcześniej wybranych, opowiedziałem to Zbrojmistrzowi, który z wielkim zgorszeniem powiedział:
– Przecież to jest chyba nielegalne!
Wzruszyłem ramionami, bo co miałem odpowiedzieć? No jest. No mają to w dupie.
Czytam o różnych Kodach, marszach, wiecach. Na zmianę apele intelektualistów, którzy wyrażają swe zaniepokojenie, apelując jednocześnie do dziedzictwa po Lechu Kaczyńskim (kto by pomyślał, że dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego to kiedyś będzie ten szczyt przyzwoitości, o który będzie się prosiło jego brata i wyznawców) oraz triumfalne felietony „mwahaha, zebraliśmy 20 tysięcy ludzi, teraz Jarosław zadrży”. Co jakiś czas sondaże, w których Swetru sięga poparcia PiSs lub zgoła je przekracza. I co z tego? Wyborów nie będzie, więc sondaże możecie sobie robić i może z nich wynikać ujemne poparcie dla PiS, na wiec może przyjść i pół miliona ludzi, uniwersytety i byli premierzy mogą wysyłać tysiąc listów. PiS będzie robił, co zechce i choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów i każdy nie wiem jak się wytężał, to i tak Macierewicz odzyska w nocy kwaterę NATO, Duduś zaprzysięgnie nielegalnych sędziów, a Kukiz pomoże w zmianie konstytucji.
Nie wiem rzecz jasna, jak to wygląda z Polski, ale stąd wygląda niewiarygodnie. Jak Białoruś, generalnie. Rzeczy, które się w Polsce dzieją są tutaj niewyobrażalne. Co przeraża, to myśl, że Kaczyński da przykład i za nim pójdzie Front Narodowy we Francji, Partia Dla Wolności w Holandii i tak dalej. Bo jak widać w Unii można bezkarnie łamać konstytucję i wszystkie prawa. Swetru i inni apelują, żeby nie wynosić brudów poza granice Polski, bo to nie ten moment. Jeśli nie wyniesiecie tych brudów teraz, to następnego momentu może już nie być.
Jak zapewne dało się zauważyć, bardzo interesuje mnie natura uzależnień. Jak to możliwe, że można wystawić dwie osoby na dokładnie takie same bodźce i jedna się uzależni, a druga nie? Znam parę małżeńską, która postanowiła kiedyś spróbować metamfetaminy. Mężowi w ogóle się nie spodobało. Żona natomiast uzależniła się od pierwszego razu, zaczęła wydawać pieniądze z kart kredytowych, kłamiąc bezczelnie, że nie wie, za co są rachunki, w końcu dała się przyłapać na własne życzenie, filmując się z kochankiem podczas wstrzykiwania używki i zostawiając film na laptopie. Co, nawiasem mówiąc, sugeruje jak dla mnie, że była to odmiana krzyku o pomoc. W tej chwili są po rozwodzie, który ciągnął się przez dwa lata, ponieważ mąż nie chciał wyciągać jej uzależnienia w sądzie, a ona korzystała, oskubując go z majątku. Cała ta sytuacja jest dla mnie nie do pomyślenia, niemniej jednak mam namacalne dowody, że się wydarzyła – mąż jest moim bliskim znajomym, w przypływie rozpaczy pokazał mi filmik z laptopa, do tej pory robi mi się niedobrze, gdy sobie przypomnę. Przed chwilą, w której państwo postanowili umilić sobie życie było im razem bardzo dobrze przez ponad dekadę. Fascynują mnie takie historie i przerażają zarazem, jak przysłowiową mysz wpatrzoną w oczy węża.
O kowalstwie nie muszę chyba wspominać. 😉
Czy i Wy macie takie nietypowe tematy, o których chcecie wiedzieć WSZYSTKO?