LULz

Średnio trzy razy dziennie natykam się na apele intelektualistów i publicystów polskich do Prezydenta Dudy, Ajatollaha Kaczafiego (wymyślił Tomasz Lis i pokochałem) oraz Beaty Szydło (jakby ona mogła cokolwiek zrobić). Te apele idą mniej więcej tak:

Wielce Szanowny Panie Prezydencie!

Z wielkim zaskoczeniem (chłe chłe) przyglądamy się niepokojącym (chłe chłe) i niespodziewanym (chłe chłe) zmianom dokonywanym na/w [tu wstawić organ odzyskiwany danego dnia]. Wzywamy (chłe chłe) do poszanowania (chłe chłe) opinii mniejszości/opozycji/Trybunału. Obiecywał Pan (chłe chłe) w kampanii bycie Prezydentem Wszystkich Polaków (chłe chłe).

Pozostając w lekkim, z pewnością nieusprawiedliwionym zaniepokojeniu (turlam się)

Intelektualiści & Publicyści

„Chłe chłe” wyróżniłem elementy wyjątkowo śmieszne. A może po prostu wyjątkową hipokryzję, lub dyplomację (pojęcia bliskoznaczne). Apele te są przemawianiem do walca drogowego, aby nas nie rozjeżdżał. Co więcej, gdy walec już nas rozjedzie, z godnościom osobistom odklejamy się od asfaltu i przemawiamy do sumienia walca, aby nie wykonywał drogi powrotnej na stanowisko startowe. Gdy myślę o tym, jak PAD czyta te apele, wyobraźnia podpowiada mi nieodmiennie jeden obraz:

dudalol

Nowy rząd 33 1/3 RP nadał nowe znaczenie słowom 'teraz kurwa my’, a konkretnie położył nacisk na TERAZ. Podczas gdy PO i PSL dzieliły się stołeczkami dość powoli i nieznacznie, PiS bez pardonu napierdala w najważniejsze instytucje państwowe raptem kilka tygodni po przejęciu władzy. To nie jest czas na prośby intelektualistów o ewentualne przemyślenie w wolnym momencie gdy wielce szanowny Pan Prezydent nie będzie akurat zajęty czymś ważnym. To czas na masowe demonstracje, a kiedy mówię masowe nie mam na myśli dwustu osób.

Czy to nastąpi? Zobaczymy. Komitet Obrony Demokracji na razie w mojej świadomości zaznaczył się głównie opierdalaniem użytkowników za nakładanie tęczy na znak KOD. Właściwie widziałem tylko dwa artykuły, które diagnozowały rzeczywistość – taką, jaką widzę z Amsterdamu, rzecz jasna – w miarę trafnie.

W ostatniej rozmowie „Z boku” zdumiała mnie wypowiedź naszego mentora o tym, że „PiS nie spodziewał się takiego oporu ze strony obywateli”.

Po pierwsze  – skąd przekonanie, że się nie spodziewał? Po drugie – jakiego oporu? Jedna czy druga demonstracja stu czy dwustu osób? PiS organizował o wiele lepsze i to całkiem niedawno, już zapomnieliśmy? Łasząca się do nowego wcielenia tow. Wiesława Solidurność potrafiła zamknąć posłów  w sejmie i to bez żadnych konsekwencji.  Potrafi to dziś ktoś? Ostudźmy więc może głowy, w których zaszumiało z zachwytu, że w ogóle coś zrobiliśmy. Fakt, że jak na obywateli III RP to już dużo. Zaangażowaniem w te sprawy nikt w ostatnim czasie nie grzeszył.

Przedwczesna radość z powodu liczby wirtualnych zwolenników zawróciła niektórym w głowach i nie pozwala dostrzec rzeczywistych rozmiarów  podejmowanych działań. Lada dzień zaczną się zapowiadane wiece organizowane przez władze okresu przejściowego, wtedy można będzie się policzyć naprawdę. Po inteligencku usiłuje się przekonać nas, że „wystarczy dać wyraz” Nie wystarczy.

Oraz:

Już widać, że państwo prawa nie podda się bez walki. Z każdym kolejnym krokiem narastającego konfliktu PiS będzie więc musiał decydować się na kolejne naruszanie prawa. Nawet jeżeli chwilowo prawo będzie bezsilne – bo przecież Trybunał nie ma swojej policji, służb ani żadnych innych „organów wykonawczych” – to kiedyś, po zmianie większości sejmowej, tę siłę odzyska. Idąc dalej tą drogą, czołowe postaci obozu PiS-owskiego dość szybko znajdą się więc w sytuacji zmuszającej do dokonania dramatycznego wyboru między grożącymi im surowymi karami w razie utraty władzy, a zrobieniem wszystkiego, by władzy nie oddać. Do czego to prowadzi, łatwo się domyślić.

Ten tydzień będzie decydujący. Zwlekając z zaprzysiężeniem legalnie wybranych sędziów i zaprzysięgając w ubiegłym tygodniu osoby nielegalnie wybrane, prezydent Andrzej Duda wszedł już po kolana w grząski nurt Rubikonu dzielącego naciąganie prawa od działania świadomie bezprawnego, które nie będzie mogło pozostać bezkarne.

Po wyborach frywolnie wypisywałem, że następne za dwa lata. W tej chwili wcale nie jestem pewien, czy w nadchodzących latach w ogóle będą jakieś wybory. Przecież można ogłosić stan wyjątkowy w związku z zagrożeniem terroryzmem. Trybunał Konstytucyjny nie przeszkodzi. Zagrożenie terroryzmem jest rzeczywiste i w najbliższych latach raczej nie zniknie. PiS postępuje tak, jakby Trybunał Stanu i inne sądy w ogóle nie istniały. Najprostszym tłumaczeniem tego stanu rzeczy jest myśl, że dla PiS rzeczywiście istnieć nie będą.

Foto: śmieszna petycja online.