Od trzech miesięcy, a może już czterech, bo straciłem rachubę, bolą mnie plecy. Uszkodzone przy podnoszeniu bardzo ciężkiego przedmiotu w pięć osób, kolega obok mnie upuścił swój róg, przedmiot pociągnął mnie ku ziemi i od tej pory boli.
Ten ból stał się moim codziennym towarzyszem, drogim przyjacielem, przypominającym mi o cielesności i śmierci. Ubogaca mnie cieleśnie, lecz przede wszystkim duchowo. Oczyszczająca wartość cierpienia…
…nie, co ja pierdolę, przez chwilę zapomniałem, że nie jestem Chazanem gadającym o kobiecie mającej urodzić ciężko uszkodzone genetycznie dziecko. Weźcie sobie tę wartość cierpienia i wsadźcie w dupę. A codziennego bólu pleców życzę serdecznie… nikomu, bo nie mam w sobie tyle nienawiści do żadnej osoby. Nawet Chazana. Bo ból nie uszlachetnia, ból wkurwia, a wkurwiony drań będzie się mścić na innych ludziach.
Mnóstwo przyjaciół i znajomych ma dla mnie świetne porady. Nie będę wymieniać. Ważne jest to, że każda z porad jest inna. Gdybym posłuchał wszystkich, miałbym na najbliższe 20 lat zapewnione rozrywki. Tyle, że plecy mam jedne, a jak mi powiedział ostatnio odwiedzony fachowiec, nie mam naderwanego mięśnia, ani lekko wysuniętego dysku, tylko uszkodzenie kręgosłupa, a ból mięśni jest drugorzędny, bo zaciskają się kurczowo wokół uszkodzonego kręgosłupa.
Nie wiem, czy to prawda. Podobnie, jak z dentystą, który mówi, że masz w zębie małą dziurkę i warto się nią zająć, zanim się nie zrobi większa. Nie zajrzysz sobie w zęby i nie sprawdzisz. Skoro mówi, to pewnie ma rację. Tylko co zrobić, jeśli drugi dentysta powie, że w zębie nie ma żadnej dziurki? Jeden łże, albo jest niedokształcony, albo ślepy. Ale który? Najnowszy fizjo-specjalisto-masażysto-kimtamniejest zajmujący się moimi plecami powiedział, w sumie mądrze, że skoro każdy mówi co innego, to znaczy, że moje uszkodzenie jest nietypowe. No i super. Ale wolałbym, żeby było naprawione.
Od ponad dwóch miesięcy nie byłem w kuźni, nawet jako gość. Ostatnia próba zostawiła mnie z bólem tak silnym, że ledwie mogłem oddychać. Od chwili, gdy powiedziano mi, że mam uszkodzony kręgosłup na zmianę użalam się strasznie nad sobą i dziękuję Bogom za to, że nie doznałem uszkodzenia nieco gorszego. A potem myślę, że może doznałem, tylko jeszcze nie wiem. Po piątkowej „manipulacji” wróciłem do domu nieomal bez bólu, po czym w ciągu dwóch godzin ból powrócił z taką siłą, że mogłem tylko leżeć na podłodze, płytko oddychać i półgłosem dopominać się o silne środki przeciwbólowe. Dzisiaj posiedziałem na drewnianym krześle, z poduchą, przez 45 minut, po czym wróciłem do domu, bo nie mogłem siedzieć dalej.
Proszę o NIEUDZIELANIE porad pod postem. Po prostu sobie jęczę. Przytulać wolno. I co jakiś czas pika mi myśl „a może już nigdy nie wrócisz do kuźni”. Cieszę się, że to się wydarzyło teraz, a nie trzy lata temu, bo trzy lata temu załamałbym się kompletnie. Teraz mam inne rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, choćby pisanie. To, czy moja książka ukaże się drukiem, czy nie jest poniekąd drugorzędne, odkryłem, że potrafię napisać coś od początku do końca i trzyma mnie to względnie w pionie. Względnie, bo boli.