Witamy państwa w naszym stałym cyklu „Notatki z podróży”, dzisiaj będzie negatywnie i dołująco, zniechęcamy serdecznie do lektury.
*
W autobusie, którym jedziemy, wyświetlają się na zmianę trzy reklamy.
Pierwsza zachęca do przysyłania zdjęć z sylwestrowej zabawy. Otagujcie zdjęcia #sylwesterwawa i pokażcie nam swoje kreacje, zachęca reklama życzliwie. Jest szósty stycznia.
– Zapewne dostali zniżkę na dwa tygodnie zamiast jednego – tłumaczę Zbrojmistrzowi.
Druga reklama prezentuje szczęśliwych, pięknych młodych państwa, oczywiście hetero, białych, młodych i bogatych. Państwo są zrośnięci rękami, razem niosą koszyk robiąc zakupy, jednocześnie sięgają do przeciwległych półek i śmieją się do siebie. Ha ha, zaśmiał się pan hrabia po francusku, albowiem żadnego innego języka nie znał. Potem siedzą w kawiarni i trzymają się za ręce. Potem siedzą w toalecie… nie, to już moja złośliwość. Celem reklamy jest uzmysłowienie nam, że gdy jesteśmy pięknymi, białymi, młodymi i heteroseksualnymi osobami zrośniętymi za ręce, za wszystko płacimy zbliżeniowo aplikacją Mastercard na telefon komórkowy.
– Heteroseksualiści tak mają – tłumaczę Zbrojmistrzowi. – Jeśli przestaną się trzymać za ręce, umrą z braku tlenu.
Trzecia reklama to dwaj królowie, rozmawiający o budżecie partycypacyjnym. „Kazimierz, emanujesz tajemniczą energią,” mówi król, którego nie rozpoznaję. Doceniam piękno frazy. Kazimierz rozważa, jak najlepiej upiększyć swoją dzielnicę i zachęca do przesyłania pomysłów do 15 stycznia.
– Budżet partycypacyjny polega na tym – tłumaczę Zbrojmistrzowi – że Unia płaci za tą reklamę, ludzie przysyłają pomysły, a potem pomysły idą do kosza, a wszystkie pieniądze dostaje Kościół.
Nie chce mi się tłumaczyć, co to jest Świątynia Opatrzności Bożej, więc sobie upraszczam. Po czym poraża mnie rozmiar mojego cynizmu. Zastanawiam się, co bym powiedział, gdyby pani z przodu odwróciła się i zarzuciła mi, że jestem obrzydliwym cynikiem. Chyba po prostu odparłbym, że 29 lat mieszkania w Polsce dało mi do tego prawo.
*
Warszawa jest najobrzydliwszą (tego słowa nauczyłem się od dzieci mojego Brata i używam regularnie) stolicą, jaką w życiu widziałem. Straszą szare budynki, brudne, otępiałe od własnej brzydoty. Dookoła napierdalają reklamy we wszystkich kolorach sraczki, pięćset czcionek i milion zdjęć ze stocka. Obok siebie 10 identycznych billboardów. Na pomarańczowym tle źle wyszparowani rycerze, tekst głosi: „Królewskie łóżka? Meble? Aha! Do Metropolu!”. Zastanawiam się, ile kokainy dziennie musi wciągać copywriter, który wziął pieniądze za stworzenie tej reklamy. Jak patrzy sobie rano w lustrze w oczy. Co myśli, gdy pisze w Wordzie najmodniejszą akurat czcionką „SCENA 1. Adam i Jola trzymają się za ręce. Są uśmiechnięci, nie trapią ich żadne problemy. Sięgają po puszki na przeciwległych półkach hipermarketu. Zbliżenie na splecione dłonie. Adam i Jola życzliwie śmieją się do siebie i do widza.”
Przyjaciółka Zbrojmistrza czyta gazety. W holenderskich gazetach dużo się aktualnie pisze o Polsce. Jeszcze dwa miesiące temu Macierewicz był bredzącym dziadkiem, od lat marzącym o sile, która pozwoliłaby mu Rozliczać, Repolonizować, Odkrywać Prawdę. Dziś Macierewicz, Waszczykowski, Ziobro są ministrami 35-milionowego kraju w Unii Europejskiej. „Wzbudza w nas zaniepokojenie,” pisze komisarz unijny, „dobra zmiana jaką wprowadzają Państwo w swoim kraju.”
Urzędniczyna – odpowiada Waszczykowski – mam go w dupie, niech se gada z moim czyścicielem butów.
Następnego dnia słowa Waszczykowskiego we wszystkich językach europejskich widnieją na pierwszych stronach gazet.
– Życzę wam miłej… i bezpiecznej podróży… mam nadzieję… – mówi przyjaciółka Zbrojmistrza, czytająca gazety.
*
W autobusie zamiast spisu przystanków ekran rozkraczonego Windows 95. Wystąpił nieoczekiwany błąd. Wciśnij przycisk, aby potwierdzić. Za oknem Kaczmarek electric, co podsumowuje widziany krajobraz. Koszmarek electric. (Kaczmarek electric ma bardzo ładne logo, co najmniej za 500 zł i tak naprawdę odbija od reszty pozytywnie.) Przejeżdżamy obok Total Fitness, otwarte szóstego stycznia o godzinie 17:30, podczas, gdy sklepy spożywcze są zamknięte. Total Fitness wygląda lepiej po ciemku, gdy nie widać zerwanego poprzednio szyldu głoszącego MEBLE MBK (albo inne literki). W środku dosłownie trzy osoby spoza obsługi. Adam i Jola uśmiechają się życzliwie, podczas gdy Zenon ochroniarz rozmyśla nad samobójstwem, a Gertruda recepcjonistka liczy minuty, aż będzie się mogła wreszcie napić.
*
ZUS odrzuca moją dokumentację medyczną, przesłaną przez urząd holenderski, bo e-mail nie jest podpisany długopisem.
Celem uzyskania miejsca w żłobku należy się zarejestrować w systemie online, wydrukować wniosek, wypisać go długopisem i przynieść do okienka. Wniosek niewypisany długopisem nie liczy się.
Obsługa długopisu nie podpisała jeszcze ustawy medialnej. Chodzi plota, że Prezes nie wybrał jeszcze nowego head honcho Telewizji Narodu Suwerena. Moim zdaniem obsługa długopisu zwyczajnie usiłuje robić wrażenie, że rzeczywiście coś czyta i rozważa i że coś od niej zależy.
Polska krajem długopisów. Tysiąc długopisów na tysiąclecie.
Ciąg dalszy nastąpi, bo jestem podły i zgrzybiały, a poza tym bolą mnie plecy.
Zdjęcie moje. Po lewej Adam i Jola życzliwie uśmiechają się do siebie. Po prawej leżą Windowsy 95. Pan na zdjęciu przypadkowy i nic mi nie zrobił. Zdjęcie jest chujowe, bo w autobusie jest ciemno.