Już czworo psychiatrów mi powiedziało, że jestem bipolar II, więc myślę, że to dobry moment, aby przyjąć diagnozę do wiadomości i zaniechać dalszych oporów.
Na dzień dobry zabroniono mi mnóstwa rzeczy. Nie wolno mi spożywać alkoholu, co mnie nie do końca zaskoczyło. Nie wolno mi pracować na zmiany (żegnaj, kariero barmana…) Nie wolno mi w ogóle pracować bez struktury, mam to robić od 9 do 17 (żegnaj, firmo…) Nie wolno mi zarywać nocy. Mam sypiać zawsze w tych samych godzinach, co najmniej 8 godzin na dobę. Brzmi wesoło i rozrywkowo, prawda?
W następnej kolejności odebrano mi moje antydepresanty, do których przywykłem i czuję się bez nich nieswojo. Nie pozwolono mi nawet odstawiać ich stopniowo, Zbrojmistrz dostał polecenie dopilnowania, żebym nie wziął więcej ani jednego, zabrał mi je wszystkie z domu i zaniósł grzecznie do apteki. W której nabył drogą kupna kwas walproinowy. W życiu o takiej substancji nie słyszałem, ale teraz wiem już o niej rzecz jasna wszystko i nie mogę się doczekać, kiedy wypadną mi włosy i wątroba (w tej lub odwrotnej kolejności).
Życie wypełnia mi aktualnie lektura o bipolar II (spoiler alert: mało zabawna rozrywka), bycie na haju w związku z Seroquelem i czekanie, aż jutro dopadnie mnie zestaw objawów odstawieniowych po Auroriksie. Nie tak to miało być. Czuję się oszukany. Miałem przecież być historią sukcesu. Moja firma miała prosperować świetnie mimo kryzysu, projekty porywać tłumy, a zaoszczędzone pieniądze wystarczyć na wybudowanie najpiękniejszej kuźni na świecie. Książka z historią o tym, jak wyszedłem z depresji dzięki kowalstwu miała sprzedać się w bilionie egzemplarzy, a moją rolę w holyłuckiej adaptacji zagrać Gael Garcia Bernal. Nie było w planach nieuleczalnej choroby, którą jako tako da się trzymać w ryzach lekami, chodzenia codziennie spać o tej samej porze i szukania pracy na etat…
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, ile wytrzyma Zbrojmistrz, na razie jest kochający i czuły, ale jeśli dobieranie leków potrwa np. rok, to może się znudzi? Jeden z moich bliskich przyjaciół przestał się do mnie odzywać już kilka tygodni temu, kiedy zwierzyłem mu się, że depresja chyba wróciła, nawet mimo leków. Informacja o dwubiegunówce nie pomogła ani trochę. Pociesza ODROBINĘ to, że mania nie sięgnęła szczytów typu „sprzedaż mieszkania celem zakupu Ferrari” albo „wesele w Vegas ze striptizerem poznanym po pijaku”. Mniej pociesza informacja, że jeśli dobieranie leków nie pójdzie płynnie, te przyjemności nadal są przede mną.
Nie był to najweselszy tydzień mojego życia, ale z drugiej strony znowu mam cel: ustabilizować się! A ja działam dobrze, kiedy mam cele. Pomaga mi zrozumienie, że moja deprecha wzięła się w zasadzie znikąd. Pomagają mi przyjaciele i Zbrojmistrz. Pomaga mi lektura historii innych dwubiegunowców. Pomaga mi czwórka psychiatrów, co pozwala mi poczuć się jak niezwykle ważna osoba. Ale za cholerę nie wiem, co będzie dalej… włączając tak odległy horyzont czasowy, jak „jutro”.
Czy ja mogę poprosić swoją depresję z powrotem? Do tego się przyzwyczaiłem i jakoś mniej mnie przeraża…