Dzisiaj o najgłupszym dniu mojego życia, który, tak się składa, miał miejsce wczoraj.
Zajrzałem do sprzedanego mieszkania. Tak po prostu, po pocztę i sprawdzić, czy, bo ja wiem, nie spadł na nie fortepian, albo nie biegają po nim szczury. Otworzyłem drzwi, pocztę znalazłem, nie była zbyt ciekawa (oprócz tego, że ministerstwo ds. imigracji odesłało mi kopie dokumentów, które im przysłałem)* Rozejrzałem się, ruszyłem do wyjścia i odkryłem, że drzwi się nie zamykają.
Zgłupiałem. Najpierw sprawdziłem, czy jakimś przypadkiem nie przekręciłem klucza w zamku przedwcześnie. Nie. W takim razie o co może chodzić? Doszedłem do wniosku, że może coś się poruszyło – cały Amsterdam stoi na bagnach, domy buduje się na palach, czasami coś się porusza i np. drzwi od łazienki przestają się zamykać. Z oględzin wynikło, że to coś jest na wysokości dolnego zamka, uznałem więc, że muszę poprawić zamek. Tyle, że w moim starym mieszkaniu nie ma absolutnie żadnego narzędzia.
Zadzwoniłem do Eugenii, która mieszka w pobliżu, błagając ją o śrubokręt krzyżak. Eugenia posłusznie przejrzała narzędzia i doniosła, że krzyżak ma, czemu nie, wielkości 1 mm, a potem ma wielki płaski śrubokręt. Nic pomiędzy. W tym momencie jednak do domu wrócił sąsiad z pierwszego piętra. Bardzo mnie to ucieszyło, poprosiłem go o śrubokręt, przyniósł. Przykręciłem zamek nieco bardziej. Nie pomogło. Spróbowałem go przesunąć o kawałeczek w górę, dokręcając i odkręcając śrubki. Nic. W końcu okropnie się zirytowałem, odkręciłem zamek kompletnie i te cholerne drzwi nadal się nie zamknęły.
Skisłem. O cóż do cholery chodzi. Jakim cudem otwarły się bez problemu, ale zamknąć nie chcą? Kręciłem kluczami w górnym zamku dosyć bez sensu, przykręciłem z powrotem dolny. Poprosiłem sąsiada o młotek. Z jakiegoś powodu miał wyłącznie gumowy. Beznadziejnie popukałem nim w listwy. Bez zmian. Listwy przykręcone były śrubami, które lekko wystawały. Przez osiem lat nie było to żadnym problemem, ale może teraz nie wiem czemu jest, pomyślałem. Dokręciłem śrubę. Nic. Postanowiłem ją więc wykręcić. Długa była jak cholera, wykręciłem jednak, pociągnąłem drzwi, a one się grzecznie zamknęły.
Po sekundzie radości zauważyłem, że w środku zostały moje klucze, portfel, kurtka oraz narzędzia sąsiada.
Jakąś minutę spędziłem na bezładnym bieganiu w kółko i wydawaniu okrzyków w stylu „oh man! oh fuck!”. Potem udaliśmy się z sąsiadem do niego na górę, dostałem szklankę wody i zapoznałem się z kotem. Pozostało tylko zadzwonić do Zbrojmistrza, żeby przyjechał i mnie wpuścił. Wiedziałem, że Zbrojmistrz wychodzi na miasto, więc podjedzie bez problemu. Z tym, że nie wziął ze sobą komórki. Zrobiło mi się trochę ciepło. Sąsiad miły, ale nie znam go aż TAK dobrze, a za pół godziny musiał wyjść. Dzwoniłem co trzy minuty, a telefon twardo brzęczał. Z nerwów niechcący zadzwoniłem do dwojga znajomych, bo trzęsły mi się ręce. W końcu sąsiad przeprosił i wyszedł, prosząc, żebym zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zostałem u niego w mieszkaniu, za towarzystwo mając wrednego kota, który przychodził do mnie, mówił „mrrr”, po czym jebał pazurami po mojej ręce. W końcu mnie to zeźliło, zacząłem go odpychać czapką, a gdy ciachnął mnie po raz trzeci, usunąłem go z kanapy butem. Nie kopniakiem, delikatnie.
Zbrojmistrz odebrał telefon i zaczął od przeprosin. Rzuciłem dość złośliwe „you know, mobile phones are called that because they are mobile”, po czym złość natychmiast opadła, bo przecież sam się zamknąłem. Biedak wskoczył z powrotem na rower i w ciągu pół godziny przyjechał, wpuścił mnie do mieszkania, zebrałem rzeczy i wyszliśmy bez kolejnych niespodzianek.
Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem śrubka obecna w tym miejscu od ośmiu miesięcy nagle się wykręciła i zaczęła przeszkadzać, zwłaszcza, że drzwi otworzyły się gładziutko. Niemniej jednak jestem wdzięczny sąsiadowi (kotu nieco mniej). A Eugenii dam w prezencie zestaw śrubokrętów…
* ZUS odmówił przyjęcia mojej dokumentacji medycznej przysłanej przez UWV, czyli holenderski ZUS. Powodem było to, że UWV wysłał im PDF, a pod dokumentacją musi widnieć podpis długopisem. PDF nie był podpisany długopisem.