Uzależnienia

Długo zastanawiałem się, czy pisać tę notkę. Robię research do kolejnej książki (chyba nie nazwę jej „Uzależnienia dla początkujących”, chociaż mnie kusi) i spotykam się z bardzo dziwnymi lub zwyczajnie głupimi opiniami na temat uzależnień i osób uzależnionych. Napiszę jak ja to widzę, można się ze mną nie zgadzać, poza tym opisuję holenderskie podejście do kwestii, a nie polskie.

1. Nigdy bym się nie uzależnił(a), bo jestem na to za mądra/za silny/etc.

Słyszałem o jednym człowieku, który uzależnił się z premedytacją. Od heroiny. Miał taki fetysz. Nie, ja też tego nie rozumiem. Niemniej jednak rozmawiałem z dziesiątkami osób uzależnionych od różnych rzeczy – seksu, jedzenia, alkoholu, narkotyków, hazardu – i wyobraźcie sobie, że każda z tych osób, co do jednej, myślała, że nigdy jej się to nie przydarzy. Osoba uzależniona od narkotyków, poza jednym przypadkiem wymienionym na początku, nie myśli sobie „hej, zostanę narkomanem, będzie zajebiście!”.

Uzależnienie jest w tej chwili uznawane za chorobę. Zetknąłem się ze stwierdzeniem, że nałogowcy mają alergię na [wstaw rzecz, od której osoba jest uzależniona]. Nie do końca się z tym zgadzam, uważam za to, że jak najbardziej istnieją rodzaje osobowości sprzyjające rozwojowi uzależnień. W szczególności osoby z chorobą dwubiegunową mają w zależności od źródła między 52% a 60% szansy na rozwój uzależnienia od substancji.

Osoba nieposiadająca skłonności do uzależnień przychodzi do baru, zamawia piwo, może dwa, wypija je spokojnie i udaje się do domu. Osoba posiadająca skłonności przychodzi do baru, zamawia piwo, dwa, cztery, osiem, fafnaście, spada ze stołka, bełkocze niewyraźnie, wymiotuje barmanowi pod nogi, w charakterze pakunku jest zawożona do domu, po czym następnego dnia robi to samo, bo nałóg wmawia Ci, że co prawda wczoraj była trochę siara, ale dzisiaj będzie zupełnie inaczej (i tak w kółko co dnia).

Oczywiście nie jest tak, że alkoholik pije wyłącznie w barze. Pić można w toalecie w pracy, pod sklepem, w domu o poranku, wieczorem i do lunchu. Można być śmierdzącym menelem, elegancką panią w garsonce, przystojnym hipsterem, bankowcem w garniturze. Niezależnie od substancji, osoby uzależnione mają zepsute światełko „dosyć”. Pan Jan idzie na imprezę, upija się w sztok, robi wstyd małżonce, następnego dnia przeprasza z kwiatami i nie pije przez kolejne pół roku, bo nie ma parcia. Pan Zenon idzie na imprezę, upija się w sztok, robi wstyd małżonce, następnego dnia przychodzi z kwiatami, śmierdząc wódą, mamrocze „pszszczcszprsszszzmsmsmm Zuz-zu-zu-zu-zuz-z-kofanie”, po czym wychodzi z domu pić z kolegami, bo dziś już jest niedziela, a sobota była dawno (niedziela rano też była dawno). Pani Jadzia ma w torebce piersióweczkę, co jakiś czas wstaje od biurka, udaje się do toalety, pociąga dwa łyki, po czym wrzuca sobie do ust dwie gumy miętowe, myśląc, czy nie wziąć trzech, przekonana, że nikt nie zauważy, a ona nie ma żadnego problemu, po prostu potrzebuje się nieco odstresować. Siedemnastoletni Kajtek mieszka w skłocie, bo pokłócił się z rodzicami o palenie ziela i uznał, że woli ziele od rodziców. Ziele go uspokaja, wycisza, a rodzice go wkurwiają i się czepiają. Prosty wybór, prawda?

2. Nałogowcy to bezdomni, mieszkają na dworcu, śmierdzą, a narkomani są przeraźliwie chudzi i mają zapadnięte oczy.

Widziałem w życiu dosłownie kilku uzależnionych, którzy wyglądali jak opis powyżej. Znam przeraźliwie grubych kokainistów. Większość znanych mi osób z problemem alkoholowym ma pracę, mieszkanie, partnera/partnerkę. Niektóre mają dzieci. Czasami nie mają do nich dostępu po rozwodzie ze swojej winy. Ale uwierzcie mi, podobnie, jak wcale nie jest łatwo rozpoznać w otoczeniu osobę homoseksualną, równie trudno jest rozpoznać uzależnioną. Widujecie pana Zenka w pracy osiem godzin dziennie, jest fajnym kumplem i świetnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Co z tego, że po pracy udaje się do supermarketu i kupuje pół litra najtańszej wódki? Każdego dnia? O ile nie wali od niego o poranku przetrawionym alkoholem, prawdopodobnie nie tylko się nie połapiecie, ale też nie uwierzycie. Wspomniany pan, który z premedytacją uzależnił się od heroiny, jest wziętym prawnikiem. Jest tym, co się nazywa funkcjonującym narkomanem. Domyślam się, że trudno Wam uwierzyć w jego istnienie, nawet gdybym go Wam przedstawił, rzucilibyście mi podejrzliwe spojrzenie i oskarżyli o łgarstwa.

3. Od trawki jeden krok do heroiny.

Mieszkam w kraju, gdzie trawkę sprzedaje się obok warzywniaka. Gdyby od trawki był jeden krok do heroiny, mielibyśmy w Holandii straszny problem z ulicami pokrytymi grubą warstwą heroinistów. (Większość Holendrów nie pali wcale, ale to nie znaczy, że nie spróbowali.) Owszem, są osoby, które zaczęły od trawki, a potem, krok po kroku doszły do heroiny. Są też osoby – o wiele więcej – które zaczęły od trawki i nigdy nie wyszły poza nią. I wszystko pomiędzy tymi ekstremami. Wmawianie młodzieży, że trawka prowadzi do heroiny uważam za niebywale szkodliwe, chociażby dlatego, że nastolatki znają o wiele więcej ludzi, niż się zdaje mamusi i tatusiowi i wśród tych ludzi może się znaleźć ktoś, kto pali ziele np. od 15 lat i nigdy nie próbował niczego mocniejszego. Dzięki czemu młodzież dojdzie do wniosku, że wszystko, co wmawiają rodzice to brednie, po czym uzależni się na przykład od ketaminy, nigdy nie dochodząc do heroiny.

A najgorszym narkotykiem jest tak naprawdę alkohol, który możecie nabyć legalnie w sklepach spożywczych.

4. Nie można się uzależnić od trawki.

Może sam byłbym tego zdania, gdybym nie widywał osób uzależnionych od ziela i błagających o pomoc na forum, które moderuję. Nieodmiennie pojawia się jakiś mędrzec, który rozpowszechnia mądrości w stylu „nie można się uzależnić od trawy, palę od X lat i mogę przestać, kiedy zechcę”. Po pierwsze primo mówię sprawdzam, po drugie primo banuję. Uzależnić można się prawie od wszystkiego. Na moim forum pojawiła się pani uzależniona od Hello Kitty, jeśli zobaczy COKOLWIEK z logo Hello Kitty musi to kupić, czy jest to długopis, czy materac do pływania. Gdyby Mercedes wypuścił serię różowych samochodów z logo Hello Kitty, pani prawdopodobnie sprzedałaby dom. To nie jest śmieszne. Nałóg jest kompulsją. Jeśli masz problem ze zrozumieniem, jak działa, pomyśl, że jesteś uzależniony od oddychania. A potem spróbuj przestać oddychać. Nie tak długo, oczywiście, żeby paść trupem. Trzy minutki. Znam osobę, która zużywa gram ziela dziennie. Kiedy jeszcze paliłem, parę lat temu, gram wystarczał mi średnio na miesiąc. W pewnym momencie postanowiłem przestać palić i przestałem. Ale nie byłem uzależniony od ziela. Owszem, większość palaczy może przestać w każdej chwili, ale większość nie oznacza wszystkich.

Skoro już mowa o „kalibrze” nałogów, moim subiektywnym zdaniem najtrudniejsze jest nałogowe jedzenie, ponieważ większość używek da się odstawić na zawsze, ale jedzenia nie. Na drugim miejscu umieściłbym seks, ze zbliżonych powodów. Co prawda żadne z powyższych nie zabija bezpośrednio, ale można się zajeść na tyle, żeby dorobić się problemów z sercem, a kompulsywny seks może nasze życie umilić wszystkimi chorobami przenoszonymi drogą płciową. HIV w krajach rozwiniętych już nie zabija, ale znam osobę, która dorobiła się syfilisu, wstydziła się pójść do lekarza i nieomal straciła wzrok, porusza się z białą laską. Osoby, które planują sobie robić w komentarzach śmichy chichy z uzależnienia od seksu proszę o zaoszczędzenie mi sekund, jakie musiałbym przeznaczyć na banowanie.

5. Żeby rzucić, trzeba upaść na samo dno, upodlić się ostatecznie.

To poniekąd prawda. Z tym, że dla każdego to dno jest w innym miejscu. Dla jednego oznacza wyrok więzienia, cztery spotkania ze śmiercią kliniczną, napady z bronią palną (stąd wyrok) celem uzyskania pieniędzy na dragi. Dla drugiego dno jest wtedy, kiedy lekarz każe odstawić alkohol i okazuje się, że nie ma takiej możliwości. Nie trzeba być śmierdzącym menelem, żeby zrozumieć, że jest się nałogowcem, pisałem zresztą o książce Małgorzaty Halber.

6. Piję co dnia kieliszek wina, czy jestem uzależniona?

To zależy. Jeśli Twój kieliszek nie oznacza w rzeczywistości butelki, jeśli nie wpływa w żadnym stopniu na Twoje funkcjonowanie, jeśli nie dzwonisz do pracy kłamiąc, że jesteś przeziębiona, w rzeczywistości odsypiając kaca – najpewniej nie. Jednak… nawet jeśli to rzeczywiście kieliszeczek… a Ty jesteś z wizytą u babci, która pija wyłącznie herbatę, nadchodzi godzina 19, a Tobie trzęsą się ręce i spływasz zimnym potem, desperacko próbując się wyłgać, że żelazko na gazie, bo musisz iść do domu i wypić kieliszek – najpewniej tak.

7. Mój mąż to pijak, ale moja miłość go uleczy!

Uważaj. Twoja miłość go nie uleczy, ale za to umożliwi mu trwanie w nałogu. Osoba uzależniona potrzebuje powodu, żeby zacząć się leczyć. Jeśli żona i dzieci trwają przy boku, w pracy nie ma problemów, pieniądze na picie są, to dlaczego mąż miałby się zmienić? Zdaję sobie sprawę, że religia katolicka nakazuje żonie nieść swój krzyż, że w Polsce funkcjonuje powiedzenie „niechby pił, niechby bił, byle był”, ale w tym wypadku mówimy nie o miłości, tylko o współuzależnieniu i/lub syndromie sztokholmskim. Jeśli chcesz, żeby mąż/żona/syn/dziadek/wujek, etc. się zmienił(a), doradzam odejście. Odcięcie od zasobów, na ile to możliwe – finansowych, uczuciowych, wszystkich. Pozwalanie dziecku na trwanie w rodzinie z problemem alkoholowym NIE jest dobre dla dziecka. Wiem – byłem tym dzieckiem. Szukając linku do fundacji zajmujących się pomocą rodzinami alkoholików trafiłem na linki o treści, mniej więcej, „mój mąż jest alkoholikiem, jak mu pomóc?”. Twojemu mężowi może pomóc tylko on sam. Pisałem coś podobnego w notce o dwubiegunowcach: choremu nie da się pomóc na siłę. Ukrywanie przed otoczeniem skutków nałogu, usprawiedliwianie, wybaczanie pomaga – pomaga ukochanej osobie pozostać nałogowcem. Polecam Al-Anon (to nie to samo, co AA).

8. Z uzależnienia można wyzdrowieć.

Nigdy nie spotkałem osoby, która „wyzdrowiała”. Owszem, można żyć w abstynencji, znam osoby, które są abstynentami po trzydzieści lat i więcej. Nie znam żadnej osoby, która np. była heroinistą, ale teraz „wyzdrowiała” i używa już tylko kokainki raz w miesiącu. Jak wspomniałem, nałogowcy mają zepsute światełko „dosyć”. Jak mówią teksty Anonimowych Narkomanów, „jeden to za wiele, a tysiąc nigdy nie wystarczy”. W NA nazywa się to „używaniem z sukcesem”. Może takie osoby istnieją, ale ja ich nie znam (jeśli istnieją, zapewne nie bywają na forach o uzależnieniach, bo niby po co).

9. Nałóg to najohydniejsza rzecz na świecie, nałogowcy są sami sobie winni, oby wszyscy zdechli pod płotem *tu wstawić więcej obelg*

O tym w zasadzie już napisałem, ale przeformułuję.

Dla osoby bez osobowości uzależnieniowej pierwsze piwo w życiu jest ekscytującym doświadczeniem, bo robi się coś zabronionego, rodzice nie wiedzą, nauczyciele też nie (umówmy się, że na ogół picie zaczyna się gdzieś tak w gimnazjum/liceum). Dla osoby z osobowością uzależnieniową pierwsze piwo w życiu jest jak błyskawica, jak odkrycie: jak wreszcie pozbyć się nieśmiałości, przestać czuć jak dziwadło, jak wyrzutek, jak dołączyć do grupy, odważyć się zagadać do tego fajnego chłopaka z dredami. Pierwsze piwo przyszłej alkoholiczki to sygnał „chcę drugie piwo”. Ja nie piłem w ogóle do 24 roku życia, do 27 sporadycznie, a mając 27 lat wpadłem w porządną depresję (ale ten czas leci…) i odkryłem, że alkohol „wyłącza” jej objawy. Czy kogoś zaskoczy, że piłem co wieczór? Depresja była straszna, lodowata, szara, jak życie permanentnie na początku marca, w rozdyźdanym błocie, a alkohol wyciągał mnie z tego błota, włączał fajną muzę i szeptał „ej, wcale nie jest źle”. Alkohol jest też depresantem, w zasadzie to wiedziałem, ale nie mając drugiego siebie do porównania umiałem rozumować tylko w perspektywie 24 godzin. To właśnie jest powodem, dla których osoby chore psychicznie mają o wiele wyższą szansę uzależnić się od alkoholu lub narkotyków, nazywa się to „samoleczeniem” i oczywiście niczego nie leczy, ale pozwala choremu przez jakiś czas czuć się w miarę normalnie. Osoba nieśmiała po kilku piwach jest w stanie porozmawiać z nieznajomym. Osoba nielubiana odkrywa, że gdy stawia drinki nielubiącym jej kolegom, ci zaczynają być dla niej mili, a rzecz jasna skoro oni piją, to nielubiana osoba też, dzięki czemu staje się częścią grupy. „Jesteśmy kumplami, prawda Spike? Ty i ja, kumple, prawda Spike?”

hqdefault

Jedną z cech osobowości uzależnieniowej jest bardzo rozwinięta zdolność wyparcia. Jestem przekonany, że dużą część komentarzy w stylu „a niech ten ćpun zdechnie” piszą osoby, które co wieczór wprowadzają do organizmu kilka piwek, a potem na przykład wsiadają do samochodu i jadą na zakupy. Bo wypadki po alkoholu przydarzają się innym, tym ohydnym nałogowcom, a nie mnie, ja jestem normalny Zdzisiek i nie mam żadnych problemów, oprócz tego, że mi Żubry wyszły. Pani Jadzia, która popija koniak w toalecie podczas pracy nie jest absolutnie alkoholiczką, alkoholiczki są bezrobotne i śmierdzą, ona po prostu ma stresującą pracę na wysokim stanowisku, a pachnie Szanel namber któryś tam. Skłoters Kajtek, który zużywa gram ziela dziennie nie jest broń Bogowie od niczego uzależniony, po prostu ma durnych rodziców, którzy nie rozumieją, że on dzięki marihuanie wypoczywa, jest bardziej kreatywny, wreszcie się może zrelaksować, lepiej śpi.

Na koniec dodam, że jeśli zrobiło Ci się zimno podczas lektury tego tekstu, to warto poczytać więcej o uzależnieniach.