Rok się kończy

No wiem, że jeszcze kilka dni zostało, ale umówmy się, że teraz będzie wielkie żarcie, potem chwila wytchnienia, a na koniec Sylwester, poza tym 27-28 jest weekend, więc nie ma o czym mówić.

Na koniec roku wreszcie udało mi się osiągnąć coś, o co walczyłem przez poprzednie 11 miesięcy: mój bipolar wycofał się na z góry upatrzone pozycje i panuje stabilność. Kilka lat temu nie pomyślałbym, że celem mojego życia może być osiągnięcie stabilności. Przez te kilka lat wiele się nauczyłem — na przykład nauczyłem się współczucia dla osób takich, jak Izabela Ch. Jak napisał jeden z komentatorów — jeden z nielicznych komentarzy z jakimś sensem — umieszczenie kobiety w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, bezterminowo, jest o wiele cięższą „karą” niż wyrok w zawieszeniu, który by zapewne dostała w innych okolicznościach. W tym roku po raz pierwszy sam spędziłem raptem 12 dni w zakładzie psychiatrycznym, nie był on zamknięty, wypuszczano mnie na siłownię, a jednak te 12 dni dłużyło się jak pół roku — mimo sympatycznej kadry lekarsko-pielęgniarskiej, dobrego jedzenia i terapii zajęciowej. Mam nadzieję, że to był mój ostatni pobyt w szpitalu. Trzymamy kciuki za stabilność.

Stabilność objawia się między innymi tak, że zbliżam się do zakończenia książki. Pisanie rozpocząłem rok temu, na fali manii, pisząc po 12 godzin bez przerwy przez 3 dni. Potem nastąpiło pół roku przerwy. Potem znowu zryw. Potem znowu przerwa. W ostatnim miesiącu zaś pisałem średnio godzinę dziennie, poprawiałem to, co napisałem wcześniej, dopisywałem różne rzeczy. W styczniu planuję tygodniowy wyjazd z laptopem w celu dokończenia utworu. O ile, rzecz jasna, stabilność potrwa.

Kalendarze rozesłane i trzymamy kciuki za pocztę (w mojej wyobraźni pocztowcy układają przesyłki w ładny stos, potem przejeżdżają po stosie walcem, następnie zaś polewają całość z rozmachem pomyjami, szatańsko przy tym chichocząc). Mój wisi już na ścianie i czeka pierwszego stycznia. Mam nadzieję, że wszystkie dotrą na czas.

Finansowo nadal dół, ale udało mi się spłacić prawie wszystkie długi, co wzbudza we mnie przyjemne doznania — strasznie nie lubię mieć długów. W przyszłym roku spróbuję sprzedać mieszkanie, którego i tak nie używam, bo mieszkamy od jakiegoś czasu ze Zbrojmistrzem i pokłóciliśmy się tylko raz, a cała kłótnia zajęła nam trzydzieści sekund. Ślubu nie planujemy, ale kto wie, co się przydarzy. Najpierw potrzebuję dostać obywatelstwo, co powinno potrwać jeszcze z pół roku (plus minus dwa miesiące). Trzymamy kciuki za ministerstwo ds. imigracji, potem będziemy trzymać kciuki za króla, a na koniec już tylko za to, żebym sprawnie wydukał trzy słowa potwierdzające złożenie królowi przysięgi.

W kuźni nadal jest mi dobrze, a stabilność ułatwia regularne docieranie na praktyki. W planach mam dość skomplikowany (jak na mnie) stojak na buty do wspólnego domostwa. Obiecuję wrzucać zdjęcia na Instagrama.

Z okazji świąt życzę Wam braku kłótni, wiele miłości, dobrego jedzenia, odkrycia, że jakimś cudem nie przytyliście 😉 oraz, rzecz jasna, wszystkiego najlepszego.