Czasami jest tak, że człowiek wie za dużo.

Panie Anna Dąbrowska i Agata Szczerbiak popełniły tekst o Razem. Pominę całość, bo chodzi mi o drobny detal:

Grodzka mówi, że życzy Razem jak najlepiej, ale też przestrzega: – Na lewicy jest dziś czas na jedność, a oni jako jedyni nie chcieli zasiąść w zeszłym tygodniu do stołu na zaproszenie OPZZ. To źle wróży. Oni na to, że nie zamierzają pompować świeżej krwi we Frankensteina. Właściwie to podjęli tę decyzję już na początku roku, kiedy obiecali, że pomogą Grodzkiej zebrać podpisy do jej rejestracji na prezydenta, ale nic z tego nie wyszło. – Liczyłam na nich, ale przynieśli, mówiąc dyplomatycznie, mało satysfakcjonującą liczbę podpisów – relacjonuje Grodzka. Jak się dowiadujemy z innego źródła: było ich zaledwie 20 (!). Porażka Grodzkiej, już w przedbiegach, miała dać im alibi dla własnej inicjatywy, którą planowali podobno od dłuższego czasu.

Powiedzieć, że ta informacja jest niedokładna, to komplement. Po pierwsze, na początku roku Razem nie istniało. Kongres odbył się 16 maja, pierwszy mem na stronie Facebooka pochodzi z 18 marca. Pominąwszy ten drobiazg, podpisów NIE było 20. Po 20 przynosiły pojedyncze osoby, inne przynosiły więcej. Dalej przeczytacie, co na to szef sztabu wyborczego Anny Grodzkiej, więc nie będę się bawił w liczenie, brak mi „innego źródła”, z którego mógłbym się „dowiedzieć”.

Czytaj dalej

W poprzednim odcinku

Bardzo serdecznie witam Państwa i przystępuję do części drugiej wychwalania partii Razem. W międzyczasie partia dorobiła się oficjalnego anty-wacka (niebędącego członkiem partii – patrz komentarz Barta), kilku hejterów oraz występu obok prof. Senyszyn i posła Kalisza w TVP. Nie ukrywam, że wszystkie te rzeczy uważam za pozytywy. Brak hejterów oznaczałby, że Razem zwyczajnie nikogo nie obchodzi, anty-wacek dostarcza elementów komediowych, a poseł Kalisz drący się „pan jest ofiarą tabloidów!!!”, podczas gdy Maciej Konieczny uprzejmie się uśmiechał i powtarzał swoje pytanie „Czy jest pan za podwyżką uposażeń poselskich?” bardzo (nie)elegancko pokazał różnicę między lewicą jaguarową, a nową.

A teraz lecimy dalej z programem:

Czytaj dalej

(Druga część notki o Razem za kilka dni.)

Jeszcze przed wyborami miało miejsce interesujące wydarzenie: Marek i Jędrzej, twórcy strony Nasze Wielkie Krakowskie Wesele, spotkali się w studio TVN z panią (jeszcze wtedy) prezydentową i chwilę z nią porozmawiali:

Długo zastanawialiśmy się czy o tym napisać ale rzeczywiście tydzień temu w DDTVN zachęceni przez Kingę Rusin porozmawialiśmy z Panią Prezydentową. Rozmowa była sympatyczna i bez sensu. Przedstawiliśmy prostą statystykę z której wynikało, że mąż może pozostać na urzędzie przewagą homoseksualnych wyborców. Ale ostrzegliśmy że nie zagłosujemy bez jasnej deklaracji w sprawie naszych postulatów. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że przecież kontrkandydat ich na pewno nie poprze… – to wszystko, nic więcej nie miała nam do powiedzenia! Nie usłyszeliśmy czym w tej sprawie różni się pan prezydent. Nie powiedziała co konkretnie dla nas zrobi jeśli pozostanie na urzędzie. Tylko to, że z kontrkandydatem będzie gorzej! Po chwili namysłu stwierdziła jednak, że my w sumie to tak trochę ich „szantażujemy” – naprawdę użyła takiego słowa (sic!)

No więc prezydent Komorowski pozostał dzielny i nie uległ szantażowi, dzięki czemu dzisiaj gratulujemy prezydentowi Dudzie. Komorowski pokazał przed wyborami, że gdy mu podłożą ogień pod siedzenie potrafi nagle organizować referendum o JOW-ach, rezygnować z finansowania partii politycznych przez budżet państwa, a nawet wycofywać się z reformy wieku emerytalnego (40 lat stażu pracy, jeżeli mamy szczęście nie być zatrudniani na czarno, da się osiągnąć w wieku lat 58). Strzelał na oślep, choć strzelać podobno umie. Nie trafił. Do mnie nie trafił na pewno. W czwartek złożyłem dokumenty o zrzeczeniu się polskiego obywatelstwa, razem z życiorysem, aktem urodzenia, oświadczeniem o braku niepełnoletnich dzieci, a nawet oświadczeniem, że nie toczą się wobec mnie żadne sprawy prawno-cywilne (co ciekawe, Holendrzy potrzebowali ode mnie wyłącznie dowodu, że zdałem kurs na Holendra, aktu urodzenia i wpłaty 821 euro, życiorysu się nie domagali, a kwestię mojej przestępczości potrafią sprawdzić sami) i dopiero po wyjściu z ambasady zorientowałem się, że nie zwrócono mi dowodu i paszportu. Po powrocie do domu napisałem maila z pytaniem, jak mam w takim razie zagłosować i sympatyczna pani konsul odpisała, żebym wpadł do Hagi, wydadzą mi dokument, ja zagłosuję, a potem go zwrócę. Przyznam się szczerze: dla Komorowskiego mi się nie chciało.

Czytaj dalej

Jeden, jedyny raz w życiu zagłosowałem w wyborach zgodnie z przekonaniami, a nie na mniejsze zło. Były to wybory parlamentarne 2001, w których zwyciężył SLD. Partia promowała się programem prawdziwie lewicowym, obiecując przewietrzenie kościelnego zaduchu, wstąpienie do Unii Europejskiej, generalnie wszystko to, co chciałem usłyszeć. Mniej więcej dwa dni po wyborach SLD przystąpiło do realizacji programu typowego dla aktualnej PO, podlizując się księżom, rzucając tekstami z cyklu „wicie, rozumicie”. Do Unii, owszem, wstąpiliśmy. I tyle. SLD cztery lata później zapłaciła spadkiem poparcia z 41 do 11 procent. Sądząc po tym, że prezesem partii jest Leszek „prawdziwy mężczyzna wie, kiedy kończy” Miller, wyżyny 11 procent już nigdy nie zostaną przez SLD osiągnięte.

Wielką krzywdę zrobiło nam, obywatelom 33 1/3 RP, określanie SLD mianem „lewicy”. W wyborach prezydenckich kandydatka „lewicy” zgodnie z obietnicami osiągnęła wynik dwucyfrowy, tyle tylko, że między cyframi był przecinek. We wrześniu 2014 Krzysztof Janik powiedział, czego mu nigdy nie przestanę wypominać, iż „SLD jest umiarkowanie konserwatywne światopoglądowo, natomiast umiarkowanie liberalne gospodarczo”. Innymi słowy, SLD to takie PO z większą ilością starych towarzyszy, co „pojadą, napiją się, ustalą kierunki działań”. Uprzejmie zawiadamiam, że taką lewicę mam w dupie, a sądząc po wynikach sondaży z ostatnich dni, 96% Polaków się w tym ze mną zgadza.

W wyborach prezydenckich nie zagłosuję, ponieważ przy okazji wczorajszej wizyty w ambasadzie odebrano mi do depozytu dowód i paszport, a ja byłem cosik nerwowy i zdałem sobie z tego sprawę dopiero po powrocie do domu. Musiałbym dzisiaj jechać z powrotem do Hagi, wypożyczać dokumenty (swoją drogą komunizm rechocze), zagłosować, a potem zwracać dokumenty do depozytu. Sorki, ale nie mam czasu jechać dziś do Hagi i z powrotem. Tak więc wyboru między Komorowskim, a Dudą dokonacie beze mnie. Natomiast na wybory parlamentarne wybieram się jak najbardziej i pojadę do ambasady wypożyczyć dokumenty z depozytu, ponieważ jest szansa, że wystartuje w nich partia Razem.

Partia jest świeżutka. Nie ma w niej Millerów, Kaliszów (Kaliszy?), Senyszyn, Janików. W ogóle nie ma w niej chyba osób, które znacie z ekranów telewizorów. Uważam to za gigantyczny plus. W zarządzie zasiadają osoby, które znam z kontaktów internetowych, co więcej, są to osoby, które lubię i poważam. Już samo to powoduje we mnie chęć głosowania – chcę oddać głos na partię, w której zarządzie zasiada Szprota, najchętniej na Szprotę osobiście. Ale partia od kilku dni posiada już elegancko przedyskutowaną i uchwaloną podstawę programową. Poniżej wymienię tylko niektóre punkty, które są szalenie bliskie memu lewackiemu sercu.

Czytaj dalej