Oczywiście wiem, że dla pani Wielowieyskiej moja opinia warta jest tyle, co dla mnie opinia księdza Oko i posła Pawłowicz, ale cóż poradzę.

Moim problemem jest to, że pani Wielowieyska za dużo mówi i pisze, a za mało, na ten przykład, się dokształca. Tak więc Wyborcza regularnie serwuje nam poglądy pani Dominiki na tematy kontrowersyjne, a jak wiemy, ostatnio takim tematem jest gęger. Czy pani dziennikarka rozmawia na ten temat z osobami, które się na gęger znają? Oczywiście! Na przykład z księdzem.

Wywiad z ojcem Kozackim (ładne nazwisko) zatytułowano malowniczo „O. Kozacki: Jestem przeciwny religii w szkole”. No tak, czego się spodziewać po lewackim medium, znalazło księdza-lewaka, który nie kocha Ojca Świętego JP2 Wiecznie Żywego i zadbało o klikalność. Znając tę reputację GW warto się dowiedzieć, co ksiądz-lewak rzeczywiście myśli, poza jednym wyrwanym z kontekstu zdaniem. A ksiądz ma opinię, jak to ksiądz, na wszystkie tematy, na których się świetnie zna: gender, związki osób homoseksualnych i dzieci.

Na początek ładnie:

Teza, iż za wszelkie zło odpowiada „ideologia gender”, wydaje mi się fałszywa. Owszem, są poglądy środowisk lewicowych, z którymi się nie zgadzam. Wolę jednak spokojnie je nazywać i rzeczowo przed nimi ostrzegać, a nie uderzać w alarmujące tony.

I całe szczęście. Chociaż ciekaw jestem, jakie to są poglądy. Nie martwcie się! Zaraz się dowiemy, jakie mamy poglądy, ksiądz nam powie. Zacznijmy od gender studies.

Gender studies zajmują się nierównościami między kobietami i mężczyznami. Niższe płace kobiet, przemoc w rodzinie, przedmiotowe używanie kobiet to są ważne problemy.

Niezwykle interesujące jest dowiedzieć się, czym zajmują się gender studies i że niższymi płacami kobiet. To powinno zamknąć usta krytykom feministek, twierdzącym wszakże, że te nigdy nie pamiętają o tanich żłobkach i przemocy w rodzinie, jeno czytają Judith Butler i inne Szczuki. Ciężko mi co prawda wyobrazić sobie, jak można przez kilka lat studiować wiedzę o niższych płacach kobiet i nierównościach między płciami, ale skoro ksiądz mówi, to wie.

Jednak studenci mówią mi, że na wykładach poświęconych tym zagadnieniom często pojawia się antyklerykalizm, atakowanie Kościoła, podważanie prawa naturalnego.

Och, ubóstwiam sformułowanie „prawo naturalne”, nic tak dobrze nie tłumaczy, dlaczego zabijamy się kamieniami, zjadamy nawzajem, mieszkamy w dziurach wykopanych pazurami w ziemi, a najsłabszym jednostkom pozwalamy zdechnąć z głodu na mrozie. Nie? Nie to ksiądz miał na myśli? Ojoj. To ja nie wiem, co to jest to prawo naturalne, ale chyba coś innego, niż prawa natury?

Po obu stronach barykady, wśród zwolenników i przeciwników gender, dostrzegam ideologów. Jeden z moich braci opisuje ich jako kiboli dwóch przeciwnych drużyn piłkarskich podczas meczu.

Ach, te wygolone na łyso feministki, wiecznie w maskach na twarzach i z racami w dłoniach. Jak taka pierdolnie z glana, to nie ma zmiłuj!

„Ideologia gender” – zdaniem Kościoła – wysadza dzieci z ich płci biologicznej. Ojciec też tak uważa?

– Obawiam się radykałów, którzy uznają wszelkie różnice między kobietami i mężczyznami za szkodliwe stereotypy kulturowe i chcą je zlikwidować, wprowadzają sztuczne parytety i administracyjnie dekretują rzeczywistość.

Ja też się ich obawiam! Co za szczęście, że nigdy żadnego nie spotkałem poza bajkami opowiadanymi przez księży i posła Pawłowicz. Chociaż akurat administracyjne dekretowanie rzeczywistości ma miejsce jak najbardziej, na przykład w Konstytucji, które administracyjnie zadekretowały, że tylko związek mężczyzny i kobiety może być rodziną. Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?

Ks. Adam Boniecki ma zakaz wypowiedzi publicznych, a ks. Oko występuje właściwie w imieniu całego Episkopatu.

– Bolesne jest, jeśli piętnuje się duchownych za wypowiedzi, które nie dotyczą kwestii fundamentalnych, czyli zgodności z nauczaniem Kościoła. Tego, czy ks. Adam Boniecki poda rękę Nergalowi, czy nie poda. Jeśli duchowni nie podważają nauki Kościoła, to zamykanie im ust jest nadużyciem. Jestem za wolnością wypowiedzi ks. Oko i ks. Bonieckiego.

Czy chce pan ksiądz przez to powiedzieć, że wypowiedzi ks. Bonieckiego i Oko są równoważne?

A ojciec by podał rękę Nergalowi?

– Pewnie bym podał, choć nie zgadzam się z ks. Bonieckim, jeśli chodzi o ocenę Nergala. Dla mnie darcie Biblii jest czymś nie do zaakceptowania i ja bym nie powiedział – jak ks. Boniecki – że to plastikowy satanizm. Nergal śpiewa po angielsku, na dodatek wrzeszcząc, więc nikt tego nie rozumie. A teksty jego piosenek są nazistowskie.

A skąd ojciec wie, skoro są po angielsku i nikt tego nie rozumie?

Kto nie obchodzi 10 kwietnia, jest złym liberałem, który popiera PO. Ale jestem też przerażony, z jaką pogardą się mówi po drugiej stronie barykady o „kaczorach”, „oszołomach” i „ciemnogrodzie”. Poziom nienawiści jest nie mniejszy, tylko inaczej sformułowany. Nie chcę ważyć, gdzie tej pogardy i nienawiści jest więcej. Jestem zdruzgotany, że ludzie modlą się na tej samej mszy, a nie są w stanie podać sobie ręki.

Ja poniekąd też, bo taki poziom hipokryzji jest dla mnie nie do przełknięcia. Chociaż pamiętam, jak kiedyś podałem rękę starszej pani, która wyszła z kościoła, potem zaczęliśmy rozmawiać, powiedziałem jej, że pan siedzący obok to mój ukochany, a ona zaczęła wycierać rękę w płaszcz. Ja podałbym jej rękę i drugi raz. Każdemu bym podał, nawet Macierewiczowi, byle choroby zakaźnej nie miał.

Franciszek głosi rozmaite rzeczy i każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Jest w Polsce taka tendencja, by strzelać Franciszkiem w biskupów.

A ja myślałem, że „Flappy Bird” wycofano z App Store.

Dlaczego rodzina miałaby być poszkodowana z powodu zalegalizowania związków partnerskich osób tej samej płci?

– Nie akceptuję zrównania praw związku partnerskiego z prawami rodziny tworzonej przez kobietę i mężczyznę.

To ma być odpowiedź na pytanie „dlaczego”? Ja nie akceptuję bawarki, a jednak ludzie na całym świecie wlewają mleko do herbaty (ESCANDALO) i nikomu się z tego powodu nie dzieje krzywda, oprócz biednych dzieci, jak ja kiedyś, zmuszanych przez rodziców do picia tego paskudztwa.

Jeśli legalizuje się taki model, to oznacza, że nie widzimy fundamentalnej różnicy między rodziną a luźnym związkiem dwojga osób tej samej płci. Rodzina jest dla ludzi fundamentem, oparciem i nie chcę pomniejszać jej znaczenia. A boję się, że zalegalizowanie związków partnerskich jest tylko etapem. Na końcu tej drogi jest zrównanie ich z małżeństwem i pozwolenie na adopcję dzieci. Patrząc na to, co się dzieje na Zachodzie, zapewne tak będzie.

No to jak się księdzu nie podoba legalizowanie luźnych związków, sformalizujmy związki ścisłe. Na tym, o ile wiem, polega małżeństwo — uznaliśmy, że luźny związek nam nie wystarcza, więc zakładamy sobie obrączki i takie tam, dzięki czemu po paru latach prawnicy mogą zarobić mnóstwo kasy na negocjowaniu warunków rozwodu. Wygłasza ksiądz zdania sprzeczne ze sobą. Ale nie ma się co martwić, pani Wielowieyska to dziennikarka z doświadczeniem, na pewno o to spyta!

Ależ wodzu, co wódz…

Nie? Nie spyta? A to przepraszam.

Na jednej szali ma ojciec swoje obawy, na drugiej godność ludzi o orientacji homoseksualnej, którzy przez lata byli poniżani. Przyznanie im prawa do związków ma wymiar symboliczny.

– Przyjmuję to. Gdyby ktoś mi zagwarantował, że poprzestaniemy na legalizacji związków partnerskich, to byłbym za. Przecież nie mogę być przeciw temu, by te osoby odwiedzały się w szpitalu czy dziedziczyły swój majątek. Nie wierzę jednak, że się w tym miejscu zatrzymamy.

Mam nadzieję, że słusznie ksiądz nie wierzy. Przecież jest ksiądz przeciwny administracyjnemu dekretowaniu rzeczywistości. Znam pary jednopłciowe, które są ze sobą od 30 lat, są ze sobą w Holandii, więc ślub wzięły już dawno. To się właśnie nazywa dopasowywanie dekretów do rzeczywistości. „Odwiedzanie się w szpitalu” to jest w jakiś sposób naplucie na buty. Naści pedałki, odwiedzajcie się w szpitalu i odchrzańcie od nas, Dumnych Hetero w prawdziwym związku zalegalizowanym ślubem w kościele i weselem w remizie.

A wymiar symboliczny pani Wielowieyskiej spowodował u mnie wysypkę ze szczęścia.

Abstrahując od prawa, trzeba przyznać, że tacy ludzie są poniżani, a my nie możemy się na to zgodzić, musimy uznać ich godność w tym, kim są.

Ojej, jak mi miło, gdy się o mnie mówi per „tacy ludzie”.

Z ambony słyszą, że homoseksualizm to najgorsze nieszczęście, utożsamia się ich z działaczami organizacji gejowskich, które promują antyklerykalny światopogląd i dla których orientacja seksualna jest manifestem politycznym, a nie sferą prywatną.

Przypominam uprzejmie, że każdy heteroseksualista na świecie, noszący na palcu obrączkę, każda panna młoda zmuszająca bliskich i dalszych znajomych do oglądania zdjęć z wesela, każda komedia romantyczna z cyklu „ja cię kocham, a ty zdradzasz mnie z Helenką”, każda wreszcie kobieta w ciąży manifestują swoją orientację seksualną. Orientacji seksualnych jest więcej, niż jedna. A gdyby ksiądz się momencik zastanowił, może by zrozumiał, czemu katolików utożsamia się z działaczami organizacji katolickich, które promują antyludzki światopogląd i dla których orientacja seksualna jest manifestem politycznym, a nie zwyczajnym życiem.

Ci ludzie mówią: ja nie wybierałem – czy nie wybierałam – tej orientacji, chętnie żyłbym w heteroseksualnym związku, ale nie jestem w stanie.

A ja wcale bym chętnie nie żył w heteroseksualnym związku, dobrze mi w homoseksualnym. #icoteraz #ozgrozo Poza tym to bzdura, że „nie są w stanie”, oczywiście, że są w stanie. Tyle lat geje brali śluby z kobietami, płodzili dzieci, po czym odstawiali małżonki od łoża i zdradzali je z mężczyznami na boku. To jest ten model szczęśliwej rodziny, który się księdzu-liberałowi marzy?

Dlaczego prawo do adopcji dla związku homoseksualnego jest złe?

– Dla wzrostu człowieka pełny model z ojcem i matką jest optymalny. I warto trzymać się tej zasady, że to jest nasz wzór. To nie zawsze się udaje, inne rodziny też wymagają szacunku, a nie potępienia. Ale to nie znaczy, że mamy zrezygnować z wzoru. Dziecko, które ma ojca i matkę, będzie dobrze wyposażone emocjonalnie – kobieta ma inną wrażliwość niż mężczyzna. Oboje się uzupełniają i dostarczają dziecku wszystkiego, co pozwoli mu poznać świat i radzić sobie w nim jak najlepiej.

Skopiowałem całą odpowiedź, żeby pokazać, jak bardzo jest nie na temat. Adopcja nie polega na odbieraniu płaczących dzieci parom heteroseksualnym. W moim domu najpierw ojca nie było, bo był dobrym katolikiem i nie mógł powiedzieć żonie, że mnie zrobił na boku, więc zaoferował mojej mamie pieniądze na aborcję. Potem ojczym zniknął, bo znalazł inną kobietę, która nie miała trójki dzieci i z której mógł czerpać większe korzyści finansowe. Czemu ksiądz wtedy nie zrezygnował z „powołania” i mnie nie zaadoptował?

Warto zauważyć, że ja się w ogóle nie odnoszę do stwierdzenia, że „pełny model z ojcem i matką jest optymalny” — po części dlatego, że optymalniej mi się wzrastało, gdy ojczym-alkoholik już zniknął z naszego życia, a po części dlatego, że nie robiłem na ten temat badań, w przeciwieństwie do księdza-eksperta ds. wzrostu człowieka.

A czy potrafi ojciec powiedzieć rodzicom dzieci poczętych metodą in vitro, że zrobili coś złego?

– Potrafię, choć nie potrafię ich potępić, potrafię cieszyć się ich dzieckiem.

A to bydlak liberał z księdza.

Mogę namawiać kogoś, aby żył w czystości przedmałżeńskiej, nie wchodził w powtórny związek małżeński albo związek homoseksualny, ale trudno mi go potępić, jeśli to robi. Rozumiem jego pragnienia.

Od dobroci księdza aż zgagi dostałem. Dowcip o Stalinie — „a mógł zabić” — się przypomina.

Kościół musi pozostać wierny Ewangelii, nawet wbrew opinii większości. Nie chcę świata, w którym będziemy rewidować wszelkie zasady, bo do nich nie dorastamy.

To się bardzo dobrze składa, bo dzięki temu wiernych będzie coraz mniej i może nadejdzie taki moment, kiedy WSZYSCY ludzie będą mogli poślubić ukochaną osobę.

Boję się, że będziemy krok po kroku przesuwać granice i burzyć system wartości.

Och, a zdawało mi się, że administracyjne dekretowanie rzeczywistości księdzu nie odpowiada. Granice już się przesunęły bardzo dawno, być może nigdy nie było ich tam, gdzie księdzu się wydaje.

Podobnie niejeden biskup zapewne nie zdawał sobie w pełni sprawy, że pedofil to człowiek chory, który dalej będzie czynił zło, że w pierwszej kolejności podejrzanego trzeba odseparować od dzieci. Dzisiaj wszyscy jesteśmy mądrzejsi niż trzydzieści lat temu, a w Kościele powstały jasne reguły postępowania w takich przypadkach – zero tolerancji.

To chyba o jakimś innym Kościele mówimy, bo ten, który ja znam, przesuwa księży-pedofilów do innej parafii, a w ostateczności — gdy za dużo jest pedofili i nie da się dalej sprawy zamiatać pod dywan — wyciąga z kapelusza ideologię gęger i rozpoczyna głowologiczne pielgrzymki księdza Oko pod rękę z posłanką Kempą.

Jako przełożony jestem jednak przekonany, że nie będę automatycznie odsyłał każdego podejrzanego do prokuratury, choćby dlatego, że wtedy bracia nigdy do mnie nie przyjdą z takimi problemami. A chcę, by przychodzili, bo wtedy mogę pomóc mojemu bratu, a w razie konieczności chronić ofiary i zapobiegać następnym tragediom.

Jak miło, że bratu pomóc najpierw, a ofiary ewentualnie chronić w razie konieczności.

Przyznam szczerze — od ojca Kozackiego wolę Rydzyka. Rydzyk mówi prosto i zrozumiale: Żydzi rozkradli bogactwa, gęger gwałci nam dzieci, Ruscy zabili prezydenta, tutaj jest numer konta, należy się 200 zł miesięcznie. Ojciec Kozacki leje rzekę słodkiej hipokryzji, przepełnionej sprzecznościami, kłamstewkami i niedopowiedzeniami, a Dominika Wielowieyska zadaje mu Trudne Pytania w stylu „Czy to powszechne zjawisko, że hierarchowie zamiatają takie sprawy jak pedofilia wśród księży pod dywan?” oraz „”Ideologia gender” – zdaniem Kościoła – wysadza dzieci z ich płci biologicznej. Ojciec też tak uważa?” Leszek Miller w Soczi brata się z Putinem, bo polityka polityką, a sportowców trzeba wspierać.

Artykułów o poliamorii na gazeta.pl w ogóle nie komentuję, bo mi macki opadają (ostatnio był jeden sensowny). Większość ludzi w ogóle nie wie, co to jest poliamoria, wliczając w to większość tych, którzy się na jej temat wypowiadają. To samo dotyczy rzecz jasna gender. Zdawałoby się jednak, że wiedzę na temat „co to jest związek” posiada większość ludzi na świecie, bo niemal każdy powyżej, bo ja wiem, 30 roku życia w jakimś związku był — dłuższym, krótszym, mało to ważne. Czemuż więc, do stu fur beczek w tę i nazad po moście Różyckiego drutem kolczastym ganianych, pytamy o to KSIĘDZA? Czy ja piszę notki na temat geografii Chin? Studiów teologicznych? Schizofrenii? Curlingu? No i skoro już GW zadała sobie trud znalezienia jedynego księdza-zdziczałego lewaka w kraju, który gotów jest rozmawiać z lewacko-żydowskom gadzinuwkom o tym, że religii nie powinno być w szkole, to czy tego wywiadu nie mógł przeprowadzić Pacewicz, albo Żakowski?

Dobra, wywnętrzyłem się, a teraz — jak to prawdziwy mężczyzna — idę sprzątać i gotować homoseksualne spaghetti z trans-genderowym sosem na cześć Potwora Spaghetti. Alleluja i do kuchni!

(Fotografia: Mateusz Skwarczek, Agencja Gazeta)

Na obrazku obok (autorstwa Sztucznych Fiołków) znajduje się piękna, akademicka definicja, ale ja pozwolę sobie nieco ją uprościć: gender, w odróżnieniu od płci biologicznej, to płeć kulturowa. Gdy mówimy „musisz się zachowywać bardziej kobieco”, mówimy o gender. Nie mamy wszakże na myśli „Twoje genitalia muszą mniej wystawać”, prawda? Gdy mówimy „Leszek Miller zachował się jak prawdziwy mężczyzna”, również nie mamy na myśli, że wyjął ptaka z rozporka i nasikał na okoliczne drzewko, tylko, że odważnie i z siłą charakteru dotrzymuje wszystkich swoich obietnic. *przerwa na śmiech z taśmy*

Mamy pewne oczekiwania co do tego, jak powinna wyglądać, zachowywać się, co robić i kim być prawdziwa kobieta oraz prawdziwy mężczyzna. Te oczekiwania w Polsce, w Holandii, w Maroko i we Szwecji będą oczekiwaniami odmiennymi od siebie, mimo, że kierowanymi wobec osób o zupełnie takich samych genitaliach. Dlatego też określenie „ideologia gender”, lansowane przez posłów PiS spędzających czas w domach publicznych i księży spędzających czas w młodych chłopcach, nie ma żadnego sensu. Równie dobrze możemy rozmawiać o „ideologii obiad” — dla jednego obiad to pizza, dla drugiego rosół i schabowe, dla trzeciego sushi, a dla czwartego kostka lodu i powąchanie skórki grapefruita (ale dość już o Karlu Lagerfeldzie). Gender nie musi być niczym rewolucyjnym; gender to nie tylko chłopiec w sukience i dziewczynka z głową ogoloną na łyso, gender to również zupełnie tradycyjny chłopiec w spodniach i dziewczynka w różowej sukieneczce. Bo gender to zespół odpowiedzi na pytanie: dlaczego właściwie chłopcy tradycyjnie noszą spodnie?

Pani Kempa jest osobą nadzwyczaj odważnie poczynającą sobie z przydzieloną jej wszakże tradycyjnie rolą społeczną. Zupełnie nieoczekiwanie dama ta wyszła albowiem z Kinder Kuche Kirchen i udała się do Sejmu, gdzie jako posłanka pozwala sobie na tak niekobiece zachowania, jak zakładanie zespołów i przewodniczenie im. A wszakże wszyscy wiemy, że prawdziwe kobiety są uległymi, delikatnymi stworzeniami, którym nie w głowie polityka; Korwin-Mikke powiedziałby nam zgoła, że dawanie kobiecie możliwości głosu to jej marnowanie, bo kobieta i tak głosuje tak, jak jej mąż. Idąc tym tropem rozumowania ciężko nie dojść do wniosku, że pani Beata powinna zacząć od rozważenia samej siebie jako konia trojańskiego zespołu (złożonego, szczęść Boże, oprócz niej z samych mężczyzn) i na wszelki wypadek się zeń wykluczyć.

No ale dobrze, zostawię w spokoju tę młodzieżówkę PiSu i zamiast się wrednie natrząsać z biednych ludzi otumanionych przez biskupów zastanowię, czemu dobrze by było, gdyby „ideologia gender” rzeczywiście zaistniała. Osobiście byłbym bardzo zadowolony, gdyby działy męskie sklepów z odzieżą stały się nieco mniej szare; z bardzo nielicznymi wyjątkami potrafię wypatrzeć dział męski dowolnego sklepu, wystarczy szukać tej części, w której dominują kolory brunatny, sraczkowaty, szary i bury. Bardzo podobają mi się męskie spódnice — i to nie tylko kilty, które jakimś cudem wyjątkowo zostały uznane za „genderowo męskie” i nawet pani Kempa chyba się ich nie czepi, ale też chociażby sarongi. Kupiłem kiedyś sarong, ale nawet ja ze swoją samobójczą odwagą straceńca nie wyszedłem w nim na dwór.

Kolejny powód, dla którego chętny jestem zostać samozwańczą rzeczniczką „ideologii gender”, to literatura. Niewiarygodnie wręcz mnie irytuje nazywanie Marian Keyes „królową chick-lit”. „Chick-lit” to pogardliwe słówko ukute celem odróżnienia „literatury kobiecej” od tej pisanej przez mężczyzn, zwanej po prostu „literaturą”. Nigdy nie widziałem, żeby maczystowskie twory Huntera S. Thompsona, Jerzego Pilcha czy innego Hemingwaya zwano „dick-lit”. Natrząsanie się z Bridget Jones „bo to literatura kobieca, czego się spodziewać”, okropnie mnie irytuje; nikt nie mówi o piśmie Heavy Metal albo ple-ple Cejrowskiego „to literatura męska, czego się spodziewać”. I nie zmienia to realnej wartości literackiej „Rachel’s Holiday” (świetna książka), „Pod Mocnym Aniołem” (nie wiem, nie czytałem, nie trawię Pilcha) ani „Fear and Loathing in Las Vegas”, od którego wolę „Kurs Szczęścia” Beaty Pawlikowskiej. Bo mojej męskiej wrażliwości opowieści o chlaniu odpowiadają ostatnio mniej, niż ćwiczenia duchowości mające na celu pokochanie samego siebie. Rzekł kowal. Co pani na to, pani Kempo?

Mój prywatny gender nie jest podobny do polskiego. Męskie jest dla mnie posiadanie brody; osoby nieposiadające brody nie są dla mnie męskie i wliczam do tego grona insektologa Niesiołowskiego. Męskie jest dla mnie posiadanie owłosionej klatki piersiowej. Literatura nie jest dla mnie męska ani kobieca, jest dobra lub zła. Nie oceniam autorów po genitaliach, podobnie, jak polityków. Nie przydzielam ról społecznych według genitaliów i chromosomów, to znaczy, owszem, uważam, że kobiety ogólnie są lepsze w rodzeniu dzieci, ale to nie znaczy, że są też genetycznie lepsze w sprzątaniu. Posłanka Grodzka jest dla mnie w oczywisty sposób kobietą, co wiem, ponieważ to nam powiedziała, a opinia posłanki Grodzkiej na temat jej płci jest dla mnie milion razy bardziej ważka niż zdanie dowolnej liczby Terlików i insektologów. (Posłanka Grodzka, tak na marginesie, jest również moją absolutnie ulubioną osobą w Sejmie i jeśli przypadkiem będę miał możliwość głosowania na nią, pojadę do ambasady i to zrobię.)

To taki skrócony wstęp do „Gęger według Granta”. Na miejscu pani Kempy byłbym nader ostrożny z dysputą na ten temat, ponieważ według jej własnej opinii zdanie mężczyzny jest ważniejsze od zdania kobiety, a nawet Terlik potwierdzi, że z nas dwojga to ja jestem ten bardziej męski. Chociażby z uwagi na długość brody. Tak więc posłanka Kempa zgrabnie się zaparagrafodwudziestodrugała do kuchni, a ja wygrałem Internety. Czyż życie nie jest proste?

 

Techniki rzygania są różne, od naszego ulubionego, przepełnionego miłością bliźniego „zdehnij rzydofska kórwo” do deklaracji Prawdziwych Dam jak Dominika Wielowieyska czy Monika Olejnik „wstrząsnęła mną pani wypowiedź i stałam się prawicową oszołomką, czemu nie brała pani środków antykoncepcyjnych jak my katolicy”.

Problemem nie jest oczywiście to, czy Bratkowska jest w ciąży — to, czy jest i to, czy ją usunie, mało kogo naprawdę obchodzi. Jestem zdania, że #mypolacy tak naprawdę zgadzamy się z postulatem, że ciało kobiety należy do niej i Bratkowska powinna robić, co zechce. Ale powinna to robić po kryjomu, potem zaś zalewać się ślozami i opowiadać ewentualnie PO ABORCJI o tym, jakie to było dla niej straszne doświadczenie i jak bardzo cierpiała podejmując tę jakże jednoznacznie naganną moralnie decyzję. Wtedy #mypolacy moglibyśmy podzielić się, jak zwykle, na kilka obozów — obóz złożony głównie z prawicowych posłów, księży i kobiet w wieku postreprodukcyjnym potępiający w czambuł wszelkie aborcje; obóz lajtfeministyczno-lewacki mówiący o słuszności decyzji oraz osoby, które Bratkowską znają, wiedzą o niej coś więcej niż „ta feministka od aborcji” i mogą się rzeczywiście na ten temat wypowiedzieć, ale nikogo ich zdanie nie obchodzi.

Problemem jest głównie to, że Feministka Bratkowska (tak o niej piszą media, w tym GW) nie doceniła skali hipokryzji polskiego społeczeństwa. Takie rzeczy należy zwyczajnie zamieść pod dywan, a nie o nich mówić. Te 40 tysięcy kobiet (liczba losowa, co jest równie dobrą estymacją, jak 30 tysięcy lub 500 zważywszy na niemożliwość przeprowadzenia obiektywnego i prawdziwego badania) rocznie dokonujących nielegalnych aborcji cierpi katusze i męczy się potwornie nie dlatego, że dokonały moralnie złego czynu, którego kwalifikacja jest jednoznaczna — mało jest rzeczy, które można moralnie jednoznacznie zakwalifikować — tylko dlatego, że jedyny akceptowalny przez #mypolacy przekaz brzmi: ZABIŁAŚ MALEŃSTWO. Bratkowska ośmieliła się zrobić rzecz niewyobrażalną: nie mieć poczucia winy. Nie traktować ciąży jako Stanu Błogosławionego, siebie jako Matki Polki, a swego ciała jako Inkubatora, tylko zwyczajnie chcieć się pozbyć zarodka, ponieważ dziecka nie chce. Na to #mypolacy nie jesteśmy gotowi. Jak to tak można nie chcieć dziecka? To zło, zło wcielone, co dziecka nie chce, daru Bożego. A to, że noworodki wyrzuca się do śmietnika, zakopuje w śniegu, w beczkach po kapuście, wyrzuca do rzeki albo toalety? To złe, wyrodne matki robią. (A ojcowie w tym czasie zapewne leżą krzyżem w kościele, modląc się, aby wyrodne matki zrozumiały głębię swego Grzechu.)

Natrząsam się dość okrutnie, rzecz jasna, spodziewam się też za to oberwać. Nie tak, jak Feministka Bratkowska, która jest tak podła, że chce dokonać aborcji w Wigilię, gdy Dzieciątko Jezus rodzi się w Stajence. Muszę przyznać, że ciekawi mnie, czy jakiś poseł PiS przykuje się do niej przed kamerami kajdankami po to, żeby w Wigilię nie mogła się nigdzie bez niego ruszyć. Rzecz jasna aborcja Zawsze Jest Złem, ale w Wigilię jest złem najźlejszym, w Wigilię Feministka Bratkowska jest już nie tylko Belzebubem, lecz Sauronem i Cthulhu pląsającymi z Potworem Spaghetti na szczątkach porwanych Biblii. Dziwię się tak naprawdę, że tak mało się o niej mówi, tylko paru posłów PiS i kilkoro dziennikarzy się odezwało, a przecież nadstawiła się tak pysznie. Nie na tym polega PR, żeby mówić prawdę.

Mam wielką nadzieję, że jej deklaracja pomoże kilku osobom. Nie, żebym wierzył, że te osoby się do tego publicznie przyznają — nie wolno popierać publicznie Feministki Bratkowskiej! — ale może poczują gdzieś w sobie, że nie są takimi znowu ostatnimi ścierwami dlatego, że usunęły ciążę, lub usunąć ją chciały. Bratkowska swoją deklaracją przesunęła celnym kopem dyskurs — z „mamy kompromis aborcyjny, nad którym my, mężczyźni długo pracowaliśmy” do „są takie kobiety, które NIE CHCĄ być w ciąży i już”. Oby efektem tej dyskusji nie było wyłącznie obrzyganie Feministki Bratkowskiej od stóp do głów.

PS. Czy nie jest dziwne, że o Bratkowskiej mówi się per „feministka”? Przecież to nie jest jej zawód. Nigdy nie widziałem w mediach określeń „bigot Terlikowski” ani nawet „nacjonalista Holocher” używanych tak po prostu, w kolejnych zdaniach pseudorzetelnego artykułu w pseudoobiektywnym medium.

Grupa Agora otworzyła portal dla kobiet.

Jako honorowa kobieta, feministka i czytelnik portalu The Frisky oczywiście odnotowałem istnienie Focha dość prędko. Negatywnie. Portal wydaje się być adresowany do czytelniczek Kafeterii (tu polecam funpaga „Najlepsze wątki z forum Kafeterii”), które poczuły, że Kafe nie zaspokaja już wszelkich potrzeb ich intelektu, a projekt graficzny niezmieniony od 1963 nie pasuje do ich stanowiska Junior Account Managera.

Pierwszym artykułem, jaki przeczytałem (przypadkiem wszedłszy tam z głównej strony gazeta.pl) był ten:

Wstąpiłam niedawno w zastępy fanek i fanów wysokich mężczyzn. Nieoficjalnie zawsze nią byłam, ale teraz fanpage „MĘŻCZYZNA ZACZYNA SIĘ OD METRA OSIEMDZIESIĄT” jest moim ulubionym. Jestem jedną z 68 tysięcy miłośniczek dużego rozmiaru. Aby stworzyć pozór poprawności politycznej, szukałam analogicznego fanpage’a – tyle że poświęconego niskim panom.

Coś, co mnie niewiarygodnie w Polakach irytuje, to ustawianie przeciwnika. Owszem, powiedziałem „w Polakach”, dodam do tego Amerykanów, którzy robią to samo. „Aby stworzyć pozór poprawności politycznej” — i już wiadomo, chłe chłe, poprawność polityczna, te brednie, z których wszyscy się śmiejemy i puszczamy znaczące oko.

Paździerzowi chłopcy Miss Olgu, żywiący się frytkami belgijskimi i przesiadujący w modnych miejscach nie są tutaj tematem, bo pisać chcę o mężczyznach. Prawdziwych takich.

Oczywiście kliknąłem w link o chłopcach, bo muszę się dowiedzieć, co to są prawdziwi mężczyźni (wiem już, że mają metr osiemdziesiąt).

Miss Olgu pisze:

Mamy poważne obawy dotyczące przetrwania męskiego gatunku. To, co ostatnio widujemy woła o pomstę do nieba. Młodzi mężczyźni zamieniają się w płyty paździerzowe, na których to tak bardzo lubią przesiadywać.

Co to jest męski gatunek? Czy ostatnio ludzkość podzieliła się na dwa odrębnie się rozmnażające gatunki, a ja nie zauważyłem? I o co chodzi w płytach paździerzowych?

Paździerzowy chłopiec jest jednostką wybitnie wrażliwą – najczęściej na punkcie własnego wyglądu. Studiuje jakiś modny kierunek albo skończył już studia i szuka swojego miejsca na świecie. Możliwe, że jest artystą robiącym „instalacje”, poetą spamującym Waszych znajomych na Facebooku (wysyła w wiadomościach linki do swojej twórczości wszystkim Twoim znajomym) lub pracownikiem reklamy. Na pewno jest mega kreatywny i uduchowiony, tylko świat go nie rozumie. W wolnej chwili obcuje z naturą w ogrodzie medytacji i czerpie moc z włóczki wełny kameruńskiej owcy. Jeżeli jeszcze Wam nie do końca świta, o kim jest mowa, to może opis wyglądu takich mężczyzn ukierunkuje Was na właściwe tory.

Paździerzowy chłopiec nosi się mniej więcej tak: spodnie opnijdupki, często wytatuowany w modne w tym sezonie małe tatuaże, które przypominają te dawne „środowiskowe”. Często u takiego osobnika pojawiają się okulary zerówki w rogowych oprawach, sweterki rodem z kontenera PCK i buty, które z niejednej kałuży piły. Obowiązkowym elementem stroju jest ekotorba z modnym napisem. O! Zapomniałabym jeszcze o indoorczapce. Indoorczapka, to czapka włóczkowa noszona 360 dni w roku również w pomieszczeniu. Siedzenie w czapce dobrze się komponuje z tabletem i prosecco. Niektórzy paździerzowi chłopcy są bardziej szaleni i noszą fryzurę z długą grzywką.

Tyle pie… chciałem powiedzieć, pisania od rzeczy, zamiast po prostu powiedzieć „hipster”.

To co jest pewnym wyznacznikiem tych mężczyzn to to, że przesiadują w modnych miejscach więc będę teraz używała pojęcia bywalce.

A czy nie moglibyśmy jednak używać ogólnie przyjętego słowa „hipster”? (Nie mówiąc o tym, że najwyraźniej pracę w portalu Foch jest bardzo łatwo dostać, nie trzeba nawet znać gramatyki języka polskiego.)

Red. Sosin ma podobnie. Bywalec nie pogada z nią o broszkach z filcu i torbach z dętki, a jakoś trudno mi uwierzyć, że jest rozeznany w temacie terrorystów samobójców, dronów lub problemów Obamy.

RED. SOSIN OVERHIPSTED THE HIPSTER

(Serio serio? Red. Sosin nie rozmawia na żadne inne tematy, niż tylko terroryści samobójcy, drony i problemy Obamy?)

Ale ja tu gadu gadu, a artykuł o Prawdziwych Mężczyznach Z Metrem Osiemdziesiąt stygnie:

Oczywiście, najważniejsze jest wnętrze (brzmi, jak cytat z pamiętnika nastolatki). Ważne jest to, co facet ma w głowie. I to piszę jak najbardziej serio. Mózg jest najbardziej seksownym organem. Ale nie tylko panowie są wzrokowcami. Należę do nich także i ja.

*wzdech* Cóż, przynajmniej red. Cieślik nie udaje, że rzeczywiście zwraca uwagę na to, co facet ma w głowie — wszakże w imię unikania fałszywie pojmowanej poprawności politycznej kobieta po 30 (taki jest target portalu!) ocenia mężczyzn po wyglądzie. Na czym buduje się związki? Na wzroście.

Tematem tym zajęło się kiedyś Cosmo i to na poważnie. Wysokich określono mianem samców alfa, niskich nazwano samcami beta.

Cosmo jako znane czasopismo naukowe NA POWAŻNIE oczywiście nie przejmuje się tym, że „samiec alfa” rzeczywiście coś tam oznacza i to coś przestaje być determinowane wyłącznie przez rozmiar mniej więcej od poziomu koguta wzwyż.

Kilku niewysokich panów znam na tyle dobrze, by móc przypuszczać, że rano przed lustrem mówią do siebie : teatr mój widzę ogromny! Planują potem podbicie całego świata, stawiają kołnierzyki w koszulce polo na sztorc, stroszą grzywki, wkładają buty na obcasie i ruszają w bój.

Oczywiście, w drodze do boju unikają płyt paździerzowych.

Tracę rozsądek w towarzystwie mężczyzny, który swoją posturą przesłania mi cały świat. Nie jestem niestety chudą zdzirą, na której wszystko wspaniale wygląda, więc muszę mieć dobre tło. Najlepiej właśnie duże.

Pani redaktor, powiem szczerze, ja też lubię dużych facetów. Przy mojej posturze znalezienie większego faceta oznacza, że duże zainteresowanie wzbudzają we mnie gracze w rugby i bokserzy wagi ciężkiej. Ale proszę, nie twórzmy na ten temat Naukawych Teorii Wraz Z Cosmo Na Poważnie.

Chciałbym powiedzieć, że skończyłem z Fochem, ale skądże, wszak na pierwszej stronie straszy Mężczyzna:

Jak sprawić, aby mężczyzna pragnął związać się z tobą na zawsze

Oczywiście, muszę się tego dowiedzieć — wszyscy mężczyźni są jak wiadomo identyczni, więc warto odkryć sposoby, jakich mogą użyć kompletnie obcy ludzie, abym się z nimi pragnął związać na zawsze.

Droga, a nieznana mi kobieto.

Zapewne zastanawiasz się jak stworzyć stały związek.

Jak to każda kobieta w każdej chwili swojego żywota.

Przepis jest prosty, choć nie jest prosta jego realizacja. Sposób ten to … pozwól mu się zdobyć. Po prostu! Choć – być może – teraz, już, natychmiast i bez zwłoki chciałabyś z nim być, tulić się, całować, zatracić się w tym uczuciu … stop, nie rób tego, chyba, że rzeczywiście chcesz się zatracić, ale to oczywiście, dobrze się nie skończy.

Prosty po prostu sposób polega, jak zwykle w Cosmo… eee, chciałem powiedzieć listach czytelników do sfochowanej redakcji… na kupczeniu seksem. Czemu mnie to nie zaskoczyło?

Jeśli chciałby Cię przytulić, by nie rzec – poobmacywać, to choć nie widzisz ku temu przeciwwskazań, opanuj się. A jego trzymaj w ryzach stwierdzeniami: „do każdej się tak od razu garniesz/przystawiasz”„wszystkie ci na to pozwalały, tak raptem, po krótkim okresie znajomości”.

WHAT IS THIS I CAN’T EVEN — ach, zapomniałem, wszyscy mężczyźni to zwierzęta, a kobiety muszą być dziewicami. Tylko co ten „artykuł” robi na portalu NIE będącym maczystowską kupą, a — rzekomo — skierowanym do kobiet?

Niech wie, że Twoje ciało to nie jest ławka na przystanku autobusowym, gdzie każdy może usiąść, ale loża w teatrze.

Kobieto! Bądź lożą! Zdobądź dofinansowanie z ministerstwa i niech byle kto na Tobie nie siada! (Proszę, nie wyobrażajcie sobie tego.)

Może Cię ucałować w dłoń, może w policzek, ale usta? Na to trzeba będzie poczekać. Kiedy już będziesz wiedziała o nim więcej, kiedy będziesz w stanie mu zaufać. Brzmi staroświecko? Hm, no to popatrz ile jest rozwodów w pokoleniu Twoich dziadków, ile w pokoleniu rodziców, ile w młodszych pokoleniach. Chcesz być nowoczesna, czy zapewnić sobie trwały związek? Wybór należy do Ciebie.

Trzeba mieć intelekt rozwielitki, żeby uważać, że zwiększona liczba rozwodów w naszym pokoleniu bierze się z całowania w usta.

W ramach kontrastu dla Jedynie Słusznego Sposobu Nawiązywania Związku Z Lożą, oto zalinkowany dwa artykuły niżej list innego prawdziwego mężczyzny (o urodzie nader wątpliwej) pt. „Sześć powodów dlaczego faceci skaczą w bok”:

2. Bo są wzrokowcami i kręci ich zdobywanie. Mężczyźni rozbierają kobiety wzrokiem, ciekawi są jakie mają piersi, sutki, umierają z ciekawości jak wyglądają ich cipki, chcą wiedzieć „jakie są w łóżku”. Uwielbiają ten moment kiedy oporna kobieta zaczyna ustępować, ulegać … Większość mężczyzn których znam naprawdę lubi się pieprzyć.

3. Bo nie potrafią się oprzeć, kiedy atrakcyjna kobieta wyciąga po nich rękę. Jeśli kobieta jest w moim typie, przepadłem, nie mam szans. Nawet jeśli początkowo odmówię, wkrótce poddam się, wrócę i powiem „tak”. Facet latami nosi w duszy poczucie straty, jeśli dobrowolnie zrezygnował z okazji do seksu z kimś, kto mu się podobał. Jedna z moich żon kiedyś stwierdziła z goryczą: „Każda kobieta może ciebie mieć.” (To było prawdą).

Ostatni tekst pochodzi dla odmiany z portalu NaTemat.

Osoby, które wiedzę o życiu czerpią z artykułów na portalach Foch i NaTemat z pewnością zgodzą się, że gwałt jest zawsze winą kobiety, która prowokowała niewłaściwym strojem; że nie powinna wszakże wychodzić z domu po zmroku; miejsce kobiety jest w kuchni; wysocy mężczyzni muszą zarabiać więcej, a jeśli zdradzają, to przecież dlatego, że mają większe potrzeby seksualne niż sądzą ich kobiety (znów pan Ziomecki). A dla tych, którzy nadal mają wątpliwości, czy Foch — mimo ładnej stylizacji i używania długich wyrazów jak np. „paździerzowa” — sięga poziomem powyżej Kafeterii, ostatni link:

Sęk bowiem w tym, że oficjalne nazwy wydają się dość nieprzyjemne (pochwa?, prącie?, wagina?, członek?) i zbyt absurdalnie brzmią w zestawieniu ze światem dziecięcych spraw. „Umyj sobie pochwę, córeczko.”„Nie przytrzaśnij członka suwakiem, synku.” – ja bym się pokładała ze śmiechu próbując wypowiedzieć, którekolwiek z powyższych zdań.